strona główna przedmowa indeks nazwisk indeks legend recenzje uzupełnienia szukaj
 
 

Medale z panowania Augusta II

No. 297.

Głowa w laurze, twarz z prawej strony, tytuł do koła: AUGUSTUS II. D[ei] G[ratia] REX POL[oniae] ET EL[ector] SAX[oniae], to jest: August II z Bożej łaski król polski elektor saski. U dołu cyfra mincarza C. F.

Strona odwrotna: Glob ziemski z napisem: POLONIA (Polska). Nad nim slońce w promieniach, i obok księżyc z odwróconemi rogami, napis u góry ILLUSTRAT ET ARCET (Uświetnia i odpiera).

Medal ten znajduje się w zbiorze królewskim w Dreznie.


Biskup Albertrandi wnosi, (a) iż numizmat ten bitym był z powodu przysposobionej przez Augusta II w roku 1698 wyprawy przeciwko Turkom dla odebrania im Kamieńca (b) Podolskiego. Zebrał król w tym celu wojska polskie, litewskie i saskie pod Lwowem, ztąd ruszyły pod Brzezany i tam trzema obozami stanęły pod dowództwem Jabłonowskiego hetmana w. koronnego, Kazimierza Sapiehy, hetmana litewskiego i samegoż króla.

Wkrótce potem Jablonowski i Felix Potocki odparli Tatarów pod Podhajcami, co najlepsze królowi do następnych powodzeń dawało nadzieje. Zniweczyła je przecież przezorność wodza tureckiego w Kamieńcu, który unikając bitwy, wojsko swoje oszańcowane pod zasłoną dział twierdzy trzymał, oraz niedostatek żywności w ogłodzonym przez Turków kraju.

Więcej jeszcze zaszkodziły Polakom wszczęte w ich obozie niesnaski, których trafny obraz zostawił Załuski biskup płocki; list jego w tym przedmiocie pisany, w skróceniu tu przytaczamy.


List Załuskiego do poufałego przyjaciela pisany z dnia 27 Września 1698.

Dnia 22 Września stanął król pod Brzezanami trzema obozami. Wojsko polskie, litewskie i saskie stało każde osobno prawie o pól mili obóz od obozu. Uczynił król natychmiast przegląd wojska polskiego, które trzema liniami do szyku stanęło. Z podziwieniem a podobno z zazdrością spoglądali Sasi na świetność rynsztunków i koni naszych, pomimo długoletniej wojny z Turkami wiedzionej. Król nietylko przednią linię zwiedził, ale i tylne oraz chorągwie, które na boku stały, sądząc podobno, że mniej będą świetne od tych, co od frontu stały. Xiążę wirtenberski, jenerał w służbie saskiej, uściskał kilku rotmistrzów, powinszował im okazałych ich chorągwi i powiedział, że lubo od pierwszej młodości wojskowo służy i wiele pułków i sam mial w dowództwie i oneż lustrował, nigdy przecież tak okazałej niemiał konnicy. Korrespondent mój pisze, że król nie tyle jak Xiążę okazał radości, zdawało się nawet jak gdyby zazdrosnem okiem na te spoglądał hufce. Królewiczowie Sobiescy, Alexander i Konstanty, dowodzili osobiście okazałemi swemi chorągwiami. Nietyle zalety miała piechota polska, która, gdy się popis skończył trzy razy na powitanie króla ognia z ręcznej strzelby dała. - Król tego dnia jadł obiad u hetmana Jablonowskiego, był wesół i pił wiele. Niedobrze przecież skończyła się uczta, bo gdy hetman w obecności króla napisał ordynans dla kilku chorągwi, które na zwiady ku nieprzyjaciolom wychodzić miały, król się o to uraził, mając sobie za afront, że w jego obecności kto inny, a nie on wojsku rozkazy dawał. Wystawiono mu, że to bylo prerogatywą hetmańską, aż się uspokoił, a spędzając zwadę na wino, rzecz do jutra odłożył, wyprawionym przecież chorągwiom pozostać w obozie rozkazał.

Nazajutrz lepiej rzeczy zważywszy, pojednał się z hetmanem i tak się do niego odezwał.

"Ja ciebie mam za ojca i sam własne wojsko w kommendę Ci oddam. Puść więc w niepamięć, co się wczoraj stało." Chętnie na to przystał Jabłonowski.

Tymczasem zebrali się w obozie naszym wojskowi, mający dobra w pobliżu, którzy od Sasów wielkich byli doznali przykrości i wołać zaczęli przed namiotami królewskiemi, że wojsko saskie było jaszczurką w wnętrznościach rzeczypospolitej i że ten gad wyplenić należało. Ledwie że ich oficerowie i rotmistrze uspokoili.

Największa niechęć była na Przebędowskiego, wojewodę malborskiego, który na ostatniej radzie senatu miał wnosić, aby całe wojsko polskie zwinąć.

Dnia 24 Września zebrał król starszyznę wojenną, w swoim namiocie, chcąc rady jej zasięgnąć, coby dalej czynić. Wszyscy radzili iść pod Kamieniec. Król przecież niechciał się do tego zdania przychylić z powodu, jak twierdził, spoźnionej pory roku.

Tegóż dnia król zaproszony do obozu litewskiego, odprawił popis tegoż wojska i nadspodziewanie pięknem je znalazł, a lubo chorągwie jazdy niezbyt okryte byty, wynagrodziła za to piechota, której liczono przeszło 5000. Król jadł obiad u wojewody wileńskiego i hetmana Sapiehy. Po obiedzie piechota dawała ognia lepszym porządkiem od polskiej.

Tymczasem doszła króla wieść o zaszłej w obozie polskim zwadzie, której powód był następujący:

Potocki, starosta krasnostawski, wojewodzic krakowski, dobrze podpity, poszedł do Przebędowskiego wojewody malborskiego, który w namiocie swoim spoczywał. Przemówili się między sobą, od słowa do słowa przyszło do tego, że Potocki obuchem swoim uderzył Przebędowskiego. Wypierał się tego wprawdzie Przebędowski, tak przecież mówili ci, co świadkami zajścia byli. Wojewoda Malborski użalał się tylko na obraźliwe słowa Potockiego, jakoż znaku uderzenia na nim niebyło.

Król tem mocniej był urażony o tę zniewagę ministrowi jego wyrządzoną, że sam dobrze był podpity. Zawołał więc, że się natychmiast do obozu saskiego przeniesie, jakoż namioty swoje w Polskim obozie zebrać kazał i więcej już do niego nie wrócił.

Jenerał Flemming ocalił Przebędowskiego od rozhukanego żołdactwa w obozie polskim. Wołali wojskowi nasi, że Sasów wypędzić należy, że króla wprawdzie za króla uznają, ale gdyby ich hetmani odstąpić mieli, wówczas o innego się postarają; ledwie ich złagodzono.

Hetman tymczasem litewski (Sapieha), odprowadził króla do obozu saskiego. Prosił go król, aby się z wojskiem swojem do saskiego zbliżył. Obiecał to hetman, ale słowa niedotrzymał; owszem dnia następującego zwinął namioty i o dwie mile cofnął się z całem wojskiem ku Litwie co niezmiernie króla obraziło.

Tego dnia król się z obozu saskiego nie ruszył; naradzał się tylko z swymi jenerałami, co mu czynić należało. Od wojska zaś koronnego przyszła wiadomosć, że deputowanych do króla wyprawić miało z oświadczeniem posłuszeństwa, ale oraz z prośbą, aby wojsko saskie z kraju wyprowadził, oraz, aby wynagrodził szkody przez toż wojsko zrządzone. Oboźny koronny i wszyscy Potoccy tego dnia z obozu się wynieśli.

Tymczasem zebrana starszyzna wojska polskiego uprosiła referendarza koronnego, aby do króla się udał, w celu ułagodzenia go. Miał mu wystawić referendarz, że zwada Potockiego z Przebędowskim była rzeczą prywatną, która bynajmniej nie tyczyła się osoby monarszej. Zastał referendarz u króla wiele niechętnych sobie, którzy zamiast łagodzenia monarchy, jątrzyć go nie przestawali, tak dalece, że referendarz ozięble bardzo przyjęty został. Próżne były nalegania jego. — "Wy Polacy!" odrzekł król, "inaczej mówicie, inaczej działacie; jeżeli mnie ukoić pragniesz, przywieź mi od hetmanów zabezpieczenie na piśmie, że Potockiego sądzić będną." Odjechał z tem do obozu polskiego referendarz i w kilka godzin do króla powrócił z assekuracyą przez hetmanów na piśmie daną, że Potockiego sądzić i podług prawa karać będą.

Widząc to pismo król ochłonął z gniewu nieco, odesłał saskich jenerałów w namiocie z nim będących i łaskawiej z refendarzem się obszedł. — Niemniej przecież na wojsko polskie był urażony, które nawet całe zwinąć zamyślał. Spojrzyj tu, rzekł: oto są plany bitwy z Polakami, które z mymi jenerałami wtej mierze ułożyłem i przewróciwszy plany, które był na stole ukrył w chwili, kiedy referendarz do namiotu wchodził, pokazał mu wyrysowany szyk bojowy Sasów. "Jednę tylko mam w tej mierze wątpliwość, oto niewiem, co przeciw waszym husarom postawić, czy kyrasyerów moich, czy piechotę" i pokazał mu dwa rysunki, na których stosowne było wyobrażenie szyku bojowego. Zdumiał się na to referendarz tak mocno, iż słowa na to wyrzec nie mógł, nakoniec zaczął zaklinać króla, aby zaniechał tego nieszczęsnego zamiaru, którego mu wszystkie przedstawił skutki. — Król niepohamowany w gniewie na Polaków, powiedział mu że mu Sapieha był obiecał połączyć się z Sasami. — Zawiódł się król przecież, Sapieha albowiem, jak się wyżej rzekło, z całem wojskiem o dwie mile się cofnął.

Tymczasem w obozie polskim było wszystko w poruszeniu. Sprowadzono konie, które się na przyległych pasły łąkach. Całe rycerstwo wołało: "bijmy Sasów, wyrzućmy ich z łona rzeczypospolitej." Z drugiej strony król kazał Sasom stanąć do boju i posunąć się ku obozowi polskiemu. — 3.000 piechoty wykonało ten rozkaz.

Podwoił wtenczas referendarz swoje nalegania na króla, wsparli go niektórzy Sascy jenerałowie, mianowicie Xżę Witemberski, tak że król zmiękczony, powrócić wojsku saskiemu do obozu swego rozkazał. Xżę Witemberski podziękował referendarzowi za jego starania i wskazał mu ręką zbliżone Sasów szyki.

Król niebawnie wojsko rozpuścił. — Cofnęli się Sasi pod Złoczów; zkąd jazda ich poszła na zimowe leże do Litwy i Prus królewskich, piechota ich stanęła w ekonomii Samborskiej, Sandomirskiej i ku Krakowu. Ciężkie armaty zaś w Lwowie i Jarosławiu zostawiono.

Na tem skończyła się wyprawa Króla, w celu odzyskania Kamieńca.


Medal, który wykładamy niezmiernie jest rzedki, z tego, jak twierdzi Tenzel (in Saxonia numismatica) powodu, że gdy wyprawa, na którą go przysposobiono, niepowiodło się; mało wybito exemplarzy.


(a) W rękopiśmie, który o medalach polskich zostawił.

(b) W archiwie po feldmarszałku Flemingu pozostałym, znajduje się memoryał, przez oficera artyleryi saskiej sporządzony, wyszczególniający, czego potrzeba do zdobycia tej twierdzy. Umieszczamy tu ten dokument ważny do historyi wojennej kraju naszego.


Spis czego potrzeba do dobywania Kamieńca.

30 Moździerzy rozmaitego kalibru , a do nich 18000 bomb.

6000 palnych kul.

60 armat 24 funtowych i do każdćj armaty po 2500 kul.

8000 centnarów prochu drmatnego do armat i min.

600 centnarów prochu karabinowego.

1200 centnarów kul karabinowych po 12 i po 16 na funt, bo kaliber broni u piechoty jest nierówny. Liebsztedska broń albowiem ma kaliber 12 na funt, a susławska 16 na funt.

200 centnarów lontów.

2000 granatów ręcznych ze wszystkiemi rekwizytami, aby je na miejscu dopiero napełniać.

400000 skałek.

20 wiader octu do ochłodzania armat.

300 miechów wełną napełnionych do przykopów w dobywaniu fortecy.

2000 worków nowego wynalazku, które się wełną lub pakułami napełniają do przykopów, przez co się wiele ludzi w oblężeniu oszczędza.

200000 worków, które się w przykopach ziemią napełniać będą.

3000 noży do rznięcia chrustu do faszyn.

1000 siekier, 22000 łopat, 16000 motyk, 400 pił, 400 drągów żelaznych.

600 blochów do bateryi.

2 igły magnesowe w puszkach oprawne do prowadzenia min pod ziemią.

Oblężeniem kierować będzie pułkownik lub jenerał korpusu inżynierów, mając pod sobą trzech Stabsoficerów, dziesięciu oficerów i dziesięciu konduktorów, ludzi doświadczonych i biegłych w sztuce swojej którzyby nie szafowali krwią żolnierza.

Wszystkie rekwizyta wyżej wymienione, tej zimy za dobrej drogi lub saniami do Halicza się zwiozą.

Tejże zimy na Dniestrze zbudować należy potrzebną ilość statków, promów i trafet, aby z wiosną wszystkie te potrzeby spławić do okopów S. Trójcy, zkąd się lądem przewiozą pod Kamieniec, jak wojsko pod tę fortecę podstąpi.

Dla assekuracyi tego parku artyleryi, najmniej tysiąc ludzi bardzo dobrej piechoty, pod dowództwem jenerała majora, posłać trzeba do tych okopów, oraz kilku inżynierów, którzyby je do lepszego przyprowadzili stanu, aby te tak wielkie zapasy nieszczęściu jakiemu od nieprzyjaciela nie podpadły, czego jak najusilniej przestrzegać należy.

Po obu stronach Dniestru, którędy Tatarzy ciągnąć zwykli i gdzie pewne swoje mają przeprawy, usypać trzeba kilka redut i w każdej umieścić po pięćdziesiąt ludzi piechoty z 2 lekkimi armatami, aby się tym sposobem lepiej zabezpieczyć.

Skoro statki i promy na rzekę się puszczą, należy kilka szwadronów lekkiej jazdy czyli Wołochów wykomenderować, którzyby ustawicznie nad rzeką patrolowali dla zabezpieczenia konwoju od niespodzianego jakiego napadu Tatarów.

W okopie S. Trójcy Lazaret najmniej na 1500 chorych założyć i w wszystko usposobić należy.

W Wrocławiu dnia 9 Listopada 1698. roku.

de Hallart.


297