strona główna przedmowa indeks nazwisk indeks legend recenzje uzupełnienia szukaj
 
 

Medale z panowania Augusta II

No. 350.

Popiersie Augusta z rozpuszczonemi włosami, na zbroi płaszcz i order złotego runa. Napis w otoku: AVGVSTVS II REX POL[oniae] ET EL[ector] SAX[oniae]. (August II król polski i elektor saski). W odcinku: STRENAE LOCO DRESDAE EXCVS[sus] M[ense] IAN[uario] MDCCXXI. (Wybity w Dreznie w miesiącu Styczniu 1721). Pod ramieniem WIF F[ecit]. (Wif zrobił).

Strona odwrotna: Osoba z powietrza lecąca z trąbą w ręku, w lewej trzyma wieniec laurowy i gałązkę palmową. Napis w otoku: CANIT ARMA VIRVMQVE. (Opiewa oręż i męża).

Medal ten znajduje się w zbiorze Fr. Hr. Potockiego.


Napis wyryty na stronie odwrotnej tego medalu, naśladowany oczywiście z 1 wiersza księgi 1 Eneidy, zdaje się odnosić do jakowychś bohaterskich czynów, spełnionych przez Augusta II, którego popiersie na stronie glównej widzimy.

W roku przecież 1720 (a) nic takiego w Polsce ani Saxonii nie zaszło, coby do tego pochlebnego napisu mogło było dać pobudkę.

Niebędziemy więc rozwodzić się nad stosownością jego, wspomniemy raczej ważniejsze stosunki polityczne kraju naszego w czasie, kiedy ten medal bito.

Gdy w skutku traktatu z konfederacyą tarnogrodzką w roku 1716 i 1717 zawartego, patrz medal pod liczbą 339, Król August wojska saskie z Polski wyprowadził; umyślił on część przynajmniej pułków koronnych i litewskich wyjąć z pod władzy hetmanów, i oddać je pod dowództwo jenerała Fleminga. Urządzenie to nie podobało się hetmanom ani narodowi, który w niem upatrywał oczywiste niedowierzanie władzom wojennym krajowym (b). Jakoż w skutku doznanego w tej mierze od stanów oporu król powrócił do dawnego porządku. Ważniejszem jeszcze były w tym roku układy dyplomatyczne Augusta II z Rossyą, z których oczywiście rozpoznać można niespokojność króla Augusta z powodu wzrastającej coraz więcej potęgi Rossyi i wpływu jej na Polskę. Ważny ten przedmiot wyjaśni sprawozdanie Hr. Fleminga, (podobno królowi uczynione, tyczące się konferencyi, jaką miał z x. Dołgorukiem, posłem cara moskiewskiego).


Warszawa dnia 29 Stycznia roku 1720.

Xiążę Dołgoruki, przyjechawszy do mnie, wiele mi oświadczeń uczynił, ja mu się tyże samym sposobem wywiązałem, poczem:

Ego. Że się niezmiernie cieszyłem widzieć go u siebie, uważałem albowiem ten krok z jego strony jako dowód, że zamiarem jego było dążyć do przywrócenia dobrej harmonii miedzy naszymi monarchami.

Ille. Że tego mocno pragnął i zawsze w tym duchu działał.

Ego. Że taką też miałem o nim opinię, i tak go wystawiałem królowi, któremu tę czyniłem uwagę, że rozróżniać należy urzędnika imieniem pana swego działającego od człowieka, o którym mniemałem, że najlepsze ma chęci zachowania dobrej harmonii między carem a królem.

Ille. Wiele mi na to powiedział grzeczności. —

Ego. Że musiałem przecież inne o nim powziąść mniemanie, wiedząc, co niedawno był mówił niektórym posłom na sejmie, z czego było można wnioskować, iż zamiarem jego było raczej zagmatwać aniżeli sprostować obu krajów stosunki.

Ille. Że to, co powiedział, publicznie powiedział i że gdyby był chciał szkodzić, niebyłby sie z tem głośno wydawał, ale że znałem Polaków, którzy często zwykli wystawiać rzeczy inaczej, jak były w istocie.

Ego. Że się to i w innych krajach tak dzieje, i że tego sam doznałem, gdy do zawarcia traktatu wiedeńskiego umocowany byłem, który to traktat przecież tak był niewinny, że nie pojmowałem, jak go możanby na złą wystawiać drogę.

Ille. Traktat ten przecież, sprzeciwia się interessom cara Jego Mości, który się zawsze wiernym sprzymierzeńcem i przyjacielem króla okazał.

Ego. Traktat ten jest tylko odpornym, zawarty jest więc w myśli bronienia się, gdyby nas kto napastował, ale nie przeciwko carowi.

Ille. Przeciw komuż jest więc zrobiony? — a przecież wiadomo wszystkim, że Car Jegomość ma zamiar wyprowadzić wojska swoje z Polski.

Ego. Nie wątpię o tem bynajmniej, w skutku jego przyrzeczenia i dlatego wyraźnie wspomniałem w traktacie ten przypadek, że te wojska istotnie wyjdą, ale musiałem i ten przewidzieć przypadek, gdyby wyjść niemiały. Musiał więc traktat tym przedmiotem się zająć, my zaś z naszej strony byliśmy i jesteśmy gotowi wszystkie poruszać sprężyny (remuer ciel et terre) raczej, jak pozwolić na to, aby te wojska w kraju zostały, czego car Jegomość za złe nam wziąć nie może, równie jak i tego, żeśmy się na to przygotowali. Wszakże gdy się pokój zawrze między dwoma mocarstwami, gdy się dobra przywróci harmonia, fortece przecież na granicy się naprawiają, i nikt tego za złe nie bierze, a gdy się taka zatrważająca pogłoska rozniesie, każdy ma się na baczności, tak dla siebie jak i w stosunkach do drugich. Rozniesiono także wieść, że król zamyślał o dominium absolutum, i o tronie dziedzicznym w Polsce, zezwoliliśmy więc na to, że traktat wiedeński przeciwne tym pogłoskom uczynił zastrzeżenia. Tem mniej można wziąć za złe królowi, że się ma na ostrożności względem cara, zwłaszcza, że car Jegomość niedobrze sobie z nami postąpił w interesie Kurlandyi, w czasie, kiedy Rossya zawrzeć miała pokój z nieprzyjaciółką naszą Szwecyą.

Ille. Że nie należało mówić o tem, co już minęło, że zresztą na kongres w Alland miał być wezwany posłannik polski o rzeczypospolitej, a P. Loos od Saxonii.

Ego. Że się to wątpliwem zdawało, nigdy albowiem nic stanowczego w tym względzie niebył wyrzekł gabinet rossyjski.

Ille. Że pewnym był, że car bez nas niebyłby zawierał pokoju.

Ille. Że nie wątpiłem o tem, co mi mówił, ale że sądziliśmy jednak, iż nam należało myśleć o własnem bezpieczeństwie. Zresztą to, co się zrobiło, zrobiło się ad justam defensionem, a nie ad leasionem alicujus. Że traktat wiedeński to tylko względem Polski postanowił, co się w roku 1702 co do Saxonii zrobiło, kiedy się stany rzeszy do wzajemnej skojarzyły obrony, o czem car Jegomość dokładnie wiedział, że wspomniony więc traktat wiedeński, w istocie był przeciw Szwecyi, przeciw której w skutku pokoju w Alland zawartego, należało się mieć na ostrożności, ale że nie można było wyraźnie wspomnieć tego mocarstwa. Cesarz albowiem miał zamiar podjąć się medyacyi na północy; że zresztą traktat nasz wiedeński był zawarty przeciwko każdemu, ktoby nas chciał zaczepiać, bo jeżeli kto ku przyjacielowi oziębłym stać się może, rzeczą jest oczywistą, że i przyjaciel może serce ku nam zmienić.

Ille. Ale czemuż nas o tym traktacie nieuwiadomiono?

Ego. Uczyniliśmy to. Ja pisałem w tym względzie do cara Jegomości i do P. Wesołowskiego. Po zawarciu zaś traktatu, król sam pisał do cara, idąc w tymże względzie za jego przykładem, że nas nie uwiadomił o zawarciu traktatu z Francyą, Prusami i Hanowerem, aż po podpisaniu onegoż. Że zresztą mogłem go zapewnić, że ani my, ani cesarz, ani król angielski, niemyśleliśmy szkodzić carowi. Ale gdy się była wieść rozniosła o groźnych jego zamiarach, trzeba nam było zabezpieczyć się od niebezpieczeństwa z jego strony, że czcze słowa w takim razie zabezpieczać nie mogą. Że nakoniec i z tem mu się zwierzyć musiałem, że car tak się groźnym był zdawał, że się naradzano o tem, jakby się z Hiszpanią pogodzić, aby się postawić w stanie oparcia się carowi i przeszkodzenia mu, aby nie został panem na północy.

Ille. Że źle sądzą o carze, który tak groźnych nie ma zamiarów.

Ego. Tem lepiej dla nas i dla niego, że ich nie ma, w takim razie wzięte ostrożności, niepotrzebnemi się staną.

Ille. Wszak car wojska swe cofnął.

Ego. To też użyte przez nas środki ostrożności, nikomu nie szkodziły. Jeżeli car nam dobrze życzy, to i my jemu wzajemnie, ale nie chcieliśmy ślepo na nim polegać. Zważając i położenie kraju naszego i położenie Rossyi, car jegomość powinenby nas uważać jako swoje przedmurze. Bez naszego współdziałania nikt mu szkodzić nie może, wspólnie zaś z nami, a nawet gdybyśmy się tylko mieli concedendo, bardzoby mu szkodzić można; że słów w bawełnę woijać nie trzeba, że znamy Rossyę i onej mieszkańców, że niejeden niegniewałby się o to, gdyby obce jakie mocarstwo wdało się w tamteczne sprawy, że konfederacya przeciw Rossyi zawiązana, bardzoby rządowi jej niebezpieczną stać się mogła, że lubo niektórzy panowie polscy obstawali przeciw traktatowi wiedeńskiemu, wielu innych ofiarowało nam przeciw Rossyi kozaków swoich, których do 300,000 miećby można, gdybyśmy chcieli. Że otwarcie z nim mówię, i że się do niego samego odwołuję, czyli nie tak jest w istocie jak mówię. W skutku więc tego radziłem mu, aby pana swego nakłaniał, aby i sam żył i drugim żyć dał. Że czy kto wojnę toczy, czy pokój zawiera, zawsze o to starać się powinien, aby drugich zbytnie nie trwożył. Że przykład tego brać można z Francyi za panowania Ludwika XIV. Że umiarkowanie wśród wojny najpewniejszym jest sposobem zapewnienia sobie zyskanych zdobyczy. Że zamiarem naszym było, żyć w zgodzie z cesarzem niemieckim i z carem, i nie zażywać pomocy ani jednego ani drugiego, chyba w gwałtownej potrzebie, ale gdyby nas car chciał gnębić, naówczas znaleźlibyśmy przeciwko temu skuteczne sposoby.

Ille. Że car bynajmniej o tem nie myśli.

Ego. Tem lepiej. Niczego albowiem więcej nie pragniemy, jak tego, aby z nim żyć w zgodzie, jak dotąd żyliśmy; że skoro zechce, będzie mógł przystąpić do traktatu wiedeńskiego, co tem więcej zapewnić go powinno o naszych dobrych chęciach i że innego w tym razie nie mieliśmy zamiaru, jak ten, aby się mieć na ostrożności.

Ille. Że car Jegomość z nikim się nie waśni, że zamyśla nawet pojednać się z cesarzem i z królem angielskim, z którym mało zresztą ma styczności.

Ego. Że w te stosunki wdawać się nie myślimy, ale że chętnie byśmy ofiarowali nasze bona officia, gdyby ich zażądał.

Skończyła się konferencya na wielu oświadczeniach wzajemnej życzliwości.


(a) Medal bitym jest w Styczniu roku 1721, oczywiście więc związek ma z wydarzeniami roku poprzedzającego.

(b) Interes ten jeszcze lepiej wyświeci następujący list feldmarszałka Fleminga do pana Sarras (dziennikarza, jak się zdaje) pisany.

Warszawa dnia 20 Października 1720

Monsieur!

Oprócz objaśnień ostatniem mojem pismem objętych i dołączonych do niego annexów tyczących się mojej komendy (nad wojskiem polskiem) spieszę tym listem wyświecić jeszcze trzy główniejsze punkta tej kwestyi, abyś je mógł drugim wytłumaczyć.

1. Może się kto dziwi, czemu gabinet królewski i ja, wszelkiego dokładamy starania, aby nie zmienić stosunków mojego dowództwa, mianowicie zaś ja, który żadnego ztąd nie mam dochodu, który w randze feldmarszałka, mam prawo dowodzić wojskiem trzydzieści sześć tysięcznem, a tu nie komenderuję jak ośmio tysiącami, i to w podwładnym stosunku (do hetmanów).

Z tego więc tak się wytłumaczę:

Rzeczą jest pewną, że nigdy w życiu nie starałem się o to dowództwo, lecz często rozmawiając z Polakami dobrze życzącemi krajowi swemu, wystawiałem im, że wojsko polskie autoramentu cudzoziemskiego, nie jest w dobrym porządku, że nie jest tak liczne jak być powinno i że zamiast osłaniania kraju swego istotnym jest dla niego ciężarem.

Na sejmie roku 1717 przypomniano sobie to, com był mówił w tym względzie, a gdy wojsko konfederacyi zwinięto i nowe zebrać i dobrze uporządkować postanowiono, ministrowie polscy senat i stan rycerski wszelkiego wszelkiego dołożyli starania względem autoramentu polskiego, mnie zaś powierzono to, co się autoramentu cudzoziemskiego tyczyło. Napisałem więc w tym względzie projekt, który stany przyjęły i mnie go do wykonania dały; postanowiły oraz, abym wziął w dowództwo to wojsko, które zawsze oddzielnego zwykło mieć naczelnika. Przystałem na to jako dobry Polak, król dał mi komendę, a hetman wielki wydał na nią zwykłe ordynanse, które W. Pan czytałeś. Podjąłem się zaś tej funkcyi w czasie, kiedy zamyślałem porzucić służbę, i kiedy król pozwolił mi złożyć wszystkie moje urzędy w służbie niemieckiej; co się zaś tyczy tego dowództwa nad Polakami, sądziłem, że przyprowadziwszy do skutku projektowaną organizacyę, będę mógł i ten urząd złożyć. Lecz gdy w następnych latach hetmani umyślili zerwać układ warszawski, władzę ich określający, postanowili odjąć mi moje dowództwo, w celu łatwiejszego dopięcia swego zamiaru, musiałem przez punkt honoru bronić się, a król i ministeryum polskie musiało za mna obstawać, aby utrzymać owo rozporządzenie hetmanom niedogodne, a przy tem, aby nie naruszyć prerogatywy królewskiej co do rozdawnictwa urzędów, co by nawet było ze szkodą samejże rzeczypospolitej.

2. Może kto będzie chciał porównywać ministeryum niemieckie w Polsce, z ministeryum niemieckiem w Anglii, że nie masz jedności między ministrami niemieckimi a polskiemi. Bądź przecież WPan pewny, że nie tak jest w istocie, każde ministerum u nas ma ma swój departament oddzielny, i nikt nie myśli wdawać się w sprawy kolegi, albo mu bruździć, owszem gotowi jesteśmy zawsze nawzajem sobie pomagać tak dalece, że stronnicy hetmanów za złe nam to mają, że się tak kupy trzymamy.

3. Muszę jeszcze powiedzieć, że pomimo tego, że w Polsce są dwa stronnictwa sobie przeciwne, to jest dworskie i hetmańskie, są przecież okoliczności, które poróżniają stronników jednej partyi między sobą.

Trzeba wiedzieć, że w czasie, kiedy cały naród żądał ścieśnienia władzy hetmańskiej, pierwsi księża, a między niemi pierwszy biskup krakowski (Szaniawski) ten projekt popierał. Nie zapomniał on przecież w tym razie o interesie kościoła i wymógł to, że dobra duchowne uwolnione zostały od podatku hyberny, lubo dawniej tak im podlegały, jak dobra ziemskie. Wyłączenie to więc nie podoba się narodowi, ale mu się podoba ścieśnienie władzy hetmańskiej.

Idzie zatem, że stronnicy królewscy, którzy najmocniej nastawiają na hetmanów, np. biskup krakowski, bardzo się moderują, kiedy sobie wspominają to uwolnienie dóbr duchownych, a pregrawacyę ziemiańskich. Trudno to jest radzić o dobru publicznem rzeczypospolitej niespokojnej i nikomu nieufającej.

Spodziewam się, że ten mój list oświeci WPana w przedmiotach, o których wzmianka bywa w gazetach.

Piszę się etc. Fleming.


350