strona główna przedmowa indeks nazwisk indeks legend recenzje uzupełnienia szukaj
 
 

Medale ściągające się do panowania Augusta III

No. 415.

Popiersie Adama Stanisława biskupa warmińskiego. Głowa w peruce czapeczką okrągłą nakryta. Twarz z boku widziana, odzienie mucet, na którym order orła białego. Napis: ADAM STANISL[aus] D[ei] G[ratia] EPISC[opus] VARMIENS[is] S[acri] R[omani] I[mperii] PRINC[eps]. To jest: Adam Stanisław z Bożej łaski biskup warmiński św. państwa rzymskiego książę. U dołu imię mincarza Vestner F[ecit] (zrobił).

Strona odwrotna. Tarcza z góry na dół na dwoje podzielona. Ta strona, która jest ku lewej patrzącego, ma baranka, z którego szyi krew płynie na kielich blisko postawiony. Baranek zwróciwszy głowę, spogląda na chorągiewkę krzyżem oznaczoną, którą lewą nogą trzyma. Druga połowa ma miecz, ostrym końcem w górę postawiony, przechodzący przez pół xiężyca. Tarcza ta wprawiona jest w krzyż, jaki własny jest kawalerów maltańskich. Nad nim drugi krzyż podwójny, a przy nim pastorał z jednej strony a z drugiej miecz. Naokoło wstęga orderowa orła białego, na której u dołu wisi order. Nad tem wszystkiem zwyczajmy kapelusz prałacki z kutasami. Napis: A[nno] MDCCXLII. VIII. ID[us] OCT[obris] ECCL[esiam] CATHEDR[alem] FRAUENB[urgensem] INGRESSUS. To jest: Roku 1742 dnia 8 Października, do kościoła katedralnego frauenburskiego wjadz odprawił.

Medal ten znajduje się w zbiorze Józefa hrabi Grabowskiego w Łukowie pod Obornikami.


Dla dwóch przyczyn przytaczamy ten medal do medalów panowania Augusta III przypadających. Najprzód, iż ten, dla którego bity został, daleko większą część wieku zagarnął Augusta. Powtóre, iż zdarzenie na nim z odwrotnej strony wyrażone, zupełnie do czasu Augusta III należy.

Adam Stanisław Grabowski, od dóbr Grabowa przodkom jego w zasługach nadanych nazwany, słusznie miedzy innymi biskupami policzony być powinien, którzy niekiedy z osobliwszego daru niebios na ozdobę, i zaszczyt wieku swego są nadani. Ojczyzną jego była owa część Polski, którą w województwie pomorskiem zawartą, Kaszubami zowią. Urodził się dnia 3 Września roku 1697. Rodzice jego nie tylko stanu szlacheckiego byli, ale nawet pomiędzy szlachtą dom ich i świetny był, i wielce zamożny. Po ojcu pochodził od Gontzenderffów, zacnego w Niemczech domu i dawno z Niemiec do Polski przeniesionego. Matka była Barbara Kleist, rodowitości zacnej w Niemczech, a w Polsce, mianowicie w Prusiech, bardzo rozkrzewionej famili, żadnej w zaszczytach nieustępującej, której herb ma dwie myśliwskie trąbki z sobą spojone, który herb nasi pisarze Doregowski nazwali.

Ojciec wybornych umysłu przymiotów mąż, silnie się przykładał do podźwignienia majątku od przodków uszczuplonego, i pomnożenia onego, co jednak tak wykonał, iż mógł swoje ojczyźnie ofiarować usługi. Był on pisarzem pomorskim, sędzią człuchowskim, i na sejmach walnych, nieraz urząd posła sprawował, aż też i własną cnotą i syna szczęściem na senatora został wyniesiony. Matka posag znaczny w dom wniosła, a gdy brata, którego jednego miała bogatego a bezdzietnego, dziedziczką została, wielkimi dostatkami i męża i liczne swoje potomstwo obdarzyła. Była ona od dzieciństwa do odmiennej od męża religii przywiązana, co całej jej familii wspólne było, i w niej do zgonu życia, na żadne namowy nieużyta, wytrwała; łatwo jednak pozwoliła, aby jej potomstwo obojej płci, od męża bardzo pobożnego w katolickiej wiary obrządkach było wychowane. Z tych rodziców wydany na świat Adam, jeszcze w dzieciństwie doskonale w dwóch językach polskim i niemieckim został wyćwiczony i niewypowiedzianą wprawność dwóch tych języków uzyskał, co nie tak bardzo dziwno było w onym kraju, zwłaszcza, że obywatele Fridlandu pograniczni dóbr ojcowskich wszyscy prawie byli, albo urodzeniem, albo od przodków Niemcy. To dziwniejsza, iż tego czasu w domu ojcowskim natrafiwszy na nauczyciela, francuskiego języka się nauczył, co zważywszy czasy one, ani rzeczą tak zwyczajną nie było, ani tak łatwą, jak w czasie teraźniejszym. Ledwie co wyszedł z dzieciństwa, kiedy ojciec o przyzwoite syna wychowanie troskliwy, wysłał go do Kamina, kształtnego miasteczka blisko Pomorza, aby tam pod dozorem Jezuitów, gramatyki i nauk wytwornych dostąpił umiejętności. Na jakich tam natrafił nauczycieli, nigdzie nie znajduję; ale wyborni, ile na tamten wiek, być musieli, kiedy od czasów onych zarazy młodzieńca zachowali, a z własnej ochoty i umysłu swego skłonności do najpożyteczniejszych nauk zapędzającego się, nie odrazili. Taka w nim chęć była poznania dobrych pisarzów i przeniknienia ich najtajemniejszej myśli, że całego prawie Fausta na pamięć się nauczył, i styl swój na jego kształt ułożył, w obrzydzeniu największym mając onę barbarzyńską wytworność, która się w czasie owym po całej Polsce rozlegała. Przeto dziwować się należy bystrości dowcipu, i gruntowności w młodzieńcu, który sam prawdy w naukach dochodził, i którego prawidła i przykłady przed oczami na onczas stawione, nagrody, pochwały i sławy ponęty, odwodzić raczej powinny były od naśladowania stylu wybornych pisarzów starodawnych. Za powodem tedy własnego dowcipu, i sam sobie nauczycielem będąc, wielu nauk poznał zasady, stał się onych prawdziwym i doskonałym szacunkarzem. I uczucie tego, co dobre jest i piękne, które w wybornych naukach i kształtnych sztukach gustem nazywają, doskonałe i najgruntowniejsze osiągnął. Co się zaś tyczy wydoskonalenia stylu tak łacińskiego jako i niemieckiego, tyle pilnością i usilną pracą dokazał, iż ci nawet, co w następnych czasach chwałę jego przyćmić chcieli, a szczęściu jego zazdrościli, gdy innym przymiotom umysłu jego ubliżyć usiłowali, nigdy jednak nie ważyli się ujmować mu chwały stylu wybornego i gładkiego pisania. Do wyższych nauk przykładał się w Toruniu u tychże Jezuitów, i w tych naukach tak daleko postąpił, iż się nie tylko wieku onego uczonym zalecił, ale i tym, którzy rdzę z nauk starłszy, najbardziej zajaśnieli. Wszyscy mu obfitość wszelkiego rodzaju nauki, z nadzwyczajną gruntownością spojonej przyznawali.

Kiedy tak cały się na dostąpienie tych nauk wylał, wpadł w ciężką chorobę, z której gdy powstawał, taka go rzeczy znikomych ogarnęła tęsknota, iż przedsięwziął poświecić się na usługi kościoła, i dlatego mniejsze przyjął święcenia. Ale przyciśniony ojca rozkazem, od tego powołania na onczas odstąpił, i zupełnie się poświecił nauce prawa, i rozpoznawaniu ustaw, którymi ojczyste wtedy krainy były kierowane. Zatem przeniknąć je z gruntu usiłował, mianowicie te onych część, która do stanu szlacheckiego należy, i której się sędziowie w sporach między osobami tego stanu trzymać zwykli. Takie zaś było sił wszystkich i pracy jego w tej nauce natężenie, iż nie tylko w onym wieku, ale i w następujących czasach wszystkim w tej umiejętności przodował. Bardzo mało naonczas, niewiele też i potem takich prawników było, którzy by źródeł wszystkich praw dochodzili, a stałe i niezawodne onych zasady rozpoznać usiłowali. Wszyscy prawie, wstępując w poprzedników ślady, albo się prostej praktyki, używaniem stwierdzonej trzymali, albo przez wykręty i manowce idąc, sztukę pieniactwa za naukę prawa poczytali. Dalekim był od takowego błędu Adam, który z tą pilnością, jaką w zagranicznych widzieć można akademiach, gdy praw wszelkich i ustaw ludzkich roztrząsnął początki, i doszedł źródeł słuszności, prawidła odkryte i żadnym nie podlegające zmianom, przeniósł i przystosował do praw ojczystych i związku ich z obyczajami swoich współrodaków. Więc Adama sławą bardziej niż przyjaźnią, którą z Adama ojcem miał ściślejszą, nakłoniony Jan Ignacy Działyński, wojewoda pomorski, nadał mu urząd pisarza sądowego w grodzie skarszewskim, z województwem pomorskim zawsze złączonym. Na tym urzędzie, który doznanej tylko roztropności mężom, a do tego prawa umiejętność wyborną posiadającym zwykł być powierzany, zwłaszcza w prowincyi liczną szlachtę mającej; na tym, mówię, urzędzie, tak się sprawił Adam, iż nie tylko biegłości w prawie najdoskonalszej, ale sprawiedliwości nieskażonej, i umysłu nieodstępnego od słuszności, dał najokazalsze dowody. Przy tym rzecz na on czas osobliwsza, on pierwszy przedsięwziął, która ani przedtem nikomu na myśl nie przyszła, ani potem nikogo skutecznie nie zaprzątnęła, to jest: śmieciami splugawiony i zarzucony styl sądowy oczyścić, i wyprowadzony z onego barbarzyństwa, do wzorów prawdziwych czystego języka łacińskiego, którego w wyrokach sądowych używano, doprowadzić. Rzecz trudną i przewyższającą możność ludzi naonczas w naukach najbardziej ćwiczonych byłby on szczęśliwie wykonał, a wyrugowawszy barbarzyństwa, mało co słów z niego zachowawszy, które późniejszych wieków pisarze, potrzebą przyciśnieni, jak właściwe nauki wyrazy wprowadzili; byłby nową stylowi sądowemu nadał postać, gdyby najzbawienniejsze zamysły, śmierć wojewody w roku 1734 nie była przerwała.

Stefan albowiem Potocki, który na województwo pomorskie po Działyńskim nastąpił, komu innemu przychylniejszy, pozbawił Adama tego urzędu, który zasmucony, nie tak z utraty jakiejkolwiek korzyści i stopnia honoru, jako raczej, iż odjęta mu była pogoda miłego i dowcipnego zaprzątnienia, tudzież sposobności zasługiwania się ojczyźnie w tym pracy rodzaju, do którego sama go wiodła skłonność przyrodzona, ustąpić z prawników szeregu, i cale się od sędziów zgromadzenia oddalić postanowił.

Odstręczony tą pogardą od towarzystwa z ludźmi, począł żyć na osobności, zaprzątając się jedynie gospodarstwem na wsi, którą puścił mu był ojciec, tak jednak, iż się tym gorliwiej do nauk przykładał, i wydoskonalił onych znajomość listownym z najmędrszymi ludźmi obcowaniem, przezornie założonem i obszernie rozmnożonem. Tak gdy w zakącie domu swego przebywa, wróciła się ona dawna chęć poświęcenia się kościołowi przez przyjęcie kapłaństwa. Naradziwszy się tedy względem tej rzeczy z przyjacielami, ludźmi wielkiej roztropności, zamysły te uskutecznił, i obrządek prymicyi swoich w wystawionym od siebie kościele w tejże wsi, gdzie mieszkał, odprawił.

Znajdował się na on czas we wsi sąsiedzkiej Józef Potulicki, starosta borzechowski, który przy schyłku życia był wojewodą czerniechowskim; był to mąż nadzwyczajnej roztropności, którego wiek równy, nauk miłości, obyczajów podobieństwo ścisłym przyjaźni związkiem z Grabowskim zjednoczyło, ten i innych zamysłów Grabowskiego, i tego, co do obrania stanu życia był świadomym, radą swoją pomocnikiem. A że był nadal rzeczy przenikającego rozsądku, z osobliwszych przymiotów Adama biorąc miarę, łatwo poznał, iż się przestronne jemu do honorów kościelnych pole otworzy, byleby te jego przymioty okazując się na rozleglejszej przestrzeni, oczy na się innych pociągnęły. Dlatego z wszelką usilnością nakłaniać go do tego począł, aby się do dworu biskupa jakiego polskiego przywiązał. Przytrafiło się właśnie na on czas, iż Jan Lipski, którego potem krakowskim biskupem i kardynałem widzieliśmy, krwią z Potulickim, a bardziej jeszcze przyjaźnią złączony, na podkanclerstwo koronne został wyniesiony. Potulicki sądząc, iż się tej okazyi chwycić należy, udał się do Warszawy, mając towarzysza podróży swojej Grabowskiego, aby go w wyższym rzędzie dworskich u Lipskiego zostających, gdyby się to udać mogło, umieścił. Nie zawiódł się w swojej nadziei, i podjęte kwoli przyjacielowi starania, skutek pomyślny otrzymały. Wytworność albowiem mowy, przystojna postać, łatwość płynna w wyłożenia myśli, doświadczenie niezawodne, nauki gruntowność, tak Lipskiego przychylnym mu w krótkim czasie uczyniły, iż go bardziej za przyjaciela niż do usług przywiązanego poczytał. Przyznać i to trzeba, że Adamowi niemało pomogło, aby z ciżby dworzan na wyższy stopień był wyprowadzony, że dostatkami domu swego stan swój przystojnie utrzymywał. Całe to na rękę Lipskiemu było, iż takiego sobie przybrał męża. Był albowiem ten minister, bardziej z poloru obyczajów, i zwykłych u dworów wykrętnych obrotów, niż z umiejętności kierowania publicznych interesów zalecony. Wiec wszystkich rad i zamysłów swoich zwierzał się Adamowi, i prac wszelakich chciał go mieć uczestnikiem, a często i zastępcą. Wnet go tedy wyniósł na urząd tym znakomitszy, iż jawniejszym jest poufałości dowodem, sekretarza pieczęci, którego piastować nikt nie może, tylko człowiek nieskażonej wierności, biegłości praw najdoskonalszej, i na którego całkowicie spuścić się można. Gdy ten urząd sprawuje Adam, począł u dworu króla wielkiej z zalet swoich nabywać świetności. Król osobliwszą w rozpoznaniu ludzi biegłość mający, gruntownie o ich przymiotach sądzić umiejący, któremu trudno było wady zataić, lub wmówić fałszywe cnoty, wielce szacował Grabowskiego, nie tylko dla wielkich w nim się wydających doskonałości, pilności i dokładności w pracach, ale też dla wielkiej w obcych językach biegłości, także w podejmowaniu się i sprawowaniu interesów roztropności, i w obyczajach i układzie umysłu podobieństwa do Niemców. Przystąpiły do tego saskich ministrów i innych do króla bliższy przystęp mających pochwały, mających i częste zalecenia; z nimi albowiem Grabowski, i obcował często, i przyjaźń ich sobie zjednał, dla bystrości dowcipu, żartów pełnych wdzięku i przystojności, swobody niejakiej w mówieniu, na on czas jeszcze z granic skromności nie występującej, do czego i postawę przystojną bez przesady okazałą przydać należy. Stąd poszło, iż w krótkim przeciągu czasu, wyższymi w główniejszych kościołach polskich dostojnościami został obdarzony, jakiem są: dziekania katedralna chełmińska, kanonie w obydwóch kościołach metropolitalnych, iż przypomnę inne pomniejszych kościołów nadania, więcej korzyści, niżeli dostojności mające.

Kiedy w roku 1732 Jan Tarło biskup poznański umarł, a biskupstwo to król August zamyślał dać Stanisławowi Hozyuszowi, a listy na to królewskie podane Lipskiemu podkanclerzemu do pieczęci były, przypadkiem zdarzyło się, iż z tymi już zapieczętowanymi posłany był Grabowski do króla, którego gdy nadzwyczaj weselszym zastał, przedsięwziął tej na swój pożytek użyć okazyi; prosił wiec, aby Hozyuszowi był szczególniej zalecony, do osiągnienia wakującego na on czas urzędu suffragana poznańskiego, i łatwo sobie króla do Hozyusza listy wyjednał.

Zamysł Hozyusza był siostrzeńca swego Kierskiego, który przedtem w rocie onej straży króla najbliższej Chevaliers-Gardes naznaczony służył, a którego niedawno biskupem przemysłskim widzieliśmy, wynieść na tę suffraganię; ale w tych okolicznościach, aby nie zdawał się być królowi niewdzięcznym, sądził za rzecz przyzwoitą stosować się do woli królewskiej. Zaszły jednak w tej mierze niejakie trudności, gdy się kapituła poznańska wzbraniała umieścić na tym stopniu człowieka, tejże kapitule zupełnie obcego, kiedy zwyczaj zadawniony chciał, aby kanonik tylko poznański, tą godnością był obdarzony. Przemogła jednak króla powaga, a w Rzymie nadano Grabowskiemu biskupstwo w krajach onych, gdzie niewierność chrześcijan imię wytępiła. Hozyusz też swego współziomka do wykonania sprawy największej wagi zdatnego, swoją obdarzywszy przychylnością i przyjaźnią, przybrał sobie za officyała i pomocnika w rządzeniu diecezji poznańskiej. Już i król August II szczerze o podwyższeniu tego męża na wyższe stopnie zamyślał; nie wzięły wprawdzie na on czas skutku te przedsięwzięcia dla zaszłej śmierci króla, dnia 1 lutego roku 1733, a Grabowskiego nadzieje tym nieszczęściem odłożone były na czas inny, ale nie zawiedzione.

Nastąpiła wnet potem elekcja Augusta III, wykonana przez część nader szczupłą od całego narodu odszczepioną, a gdy i Lipski i Hozyusz przychylili się do wsparcia i utrzymania podług możności słabej tej przez się, potężnej przez obcych pomocników partyi, poszedł za nimi Grabowski i własną skłonnością i ich przykładem pociągniony, a nowego króla, najmniejsze przysługi, jako i najmniejsze urazy, w długowiecznej pamięci zachowującego, tym sobie zjednał przychylność, iż na jego w Krakowie koronacyi, gdyż inni biskupi zarwani gwałtownym potokiem passyi naród rozdzielających przytomnymi nie byli, i nie znajdowali się, którzy by Lipskiemu ten obrządek sprawującemu, asystowali. Grabowski z kilkoma innymi suffraganami, ich miejsce zastąpił. Ta rzecz i Grabowskiego sława ugruntowana na wielkich jego przymiotach, także biegłość jak w innych językach, tak najbardziej w niemieckim sprawiła, iż łatwo poznać się dał Augustowi, a pokazując wielkie w zachodzących sprawach doświadczenie, zalecony osobliwszą roztropnością, i nauką, mający wszędzie wziętość niepospolitą, przy wzrastającej z godnościami umysłu zawsze sobie przytomnego ufności w siłach swoich, pomnażającej się z uwolnieniem od wszelkiej bojaźni, stałości w postępowaniu, kiedy i naczelnicy elekcyi, Lipski i Hozyusz, sami go królowi podali; wysłany był do Rzymu, aby zjednał Augustowi III przychylność papieża, i tegoż króla zaplątane wieloma trudnościami interesy sprawował. Trudne i pracowite dzieło to, zdawało się na on czas być nad siły Grabowskiego, ponieważ dwór rzymski zwycięstwami Francuzów i powodzeniem tych, co z Francuzami trzymali przestraszony, własne przed oczami mając niebezpieczeństwo, tak się między Augustem i Stanisławem wahał i w bojaźni ustawicznej będąc narażenia postępkiem swoim jakowej strony, jednak się nieco przychylniejszym Stanisławowi pokazował. Przy tym znajdował się wtedy w Rzymie od przeciwnej strony dla tejże przyczyny posłany Józef Załuski referendarz koronny, którego potem biskupem kijowskim widzieliśmy, na on czas żwawością młodości, zacnością domu swego, i xiążęcia de S. Aignon posła francuskiego kredytem wsparty, z którym nieustanne ustnie i na piśmie toczyć walki Grabowskiemu przyszło, których znakomite pamiątki, z obu stron z obrębów przyzwoitych nieco wykraczające widzieć mi się dostało w Rzymie, kiedym przetrząsał rękopisma księgarni Korsinich. Rozżarzał ten płomień i sam Grabowski, u którego swobodna była mowa, śmiałe pióro tak, że nikomu, który by się jemu mniej podobał, nigdy nie przepuścił, przez co wiele na się zaciągnął nienawiści. Wszakże z tak ważnym, tak zawziętym przeciwnikiem walcząc, tylą trudnościami obarczony Grabowski, nie zawiódł nadziei Augusta, ale owszem pomyślnie do końca doprowadziwszy powierzone sobie sprawy, najdoskonalej ujścił. Potrafił albowiem skłonić papieża Klemensa XI, albo raczej synowca jego Neri Corsini, zgrzybiałym starcem rządzącego, od Stanisława nakierować do Augusta, i trwogę przerażającą dwór rzymski ukoić, sprawując, aby lepiej o stronie Augusta trzymano.

Dwa oprócz innych miał walne z Załuskim spory, jeden o zdaniu czterech rzymskich teologów, o ważności przysięgi, którą się Polacy na sejmie konwokacyjnym po śmierci Augusta II albo z nakazu tegoż sejmu obowiązali, w czym, jeśli Grabowskiemu nie udało się dokazać, aby papież jawnie potwierdził zdanie tych Teologów, zwłaszcza, że się temu najmocniej opierała Francya, sprawił jednak, iż je nie potępiając, tem samem zdawał się przyjmować ich zasady, pozwalając z wielką łatwością każdemu tego żądającemu, aby od obowiązku tej przysięgi był uwolniony. Drugi spór gwałtowny, był o biskupstwo chełmińskie, które August Grabowskiemu, Stanisław zaś był nadał Załuskiemu. Ta sprzeczka do tego stopnia przyszła ząjątrzenia, iż Grabowski, obrażony zbyt daleko posunioną żwawością dowcipu Załuskiego, a podobno i przymówką uszczypliwą, w której Załuski porównanie czynił między świetnością domu swego a małem, jak mu się zdawało znaczeniem domu przeciwnika swego, obrażony, mówię, tem Grabowski, i sam też wszystkie pomiarkowania granice przestąpiwszy, Załuskiego oczernić usiłował, aby tym sposobem jego z stopnia godności, do której się oba ubiegali, zepchnął.

Grabowskiego żądze, pokój uskutecznił, który rychło potem między cesarzem i królem francuskim był zawarty, mocą którego za powszechnym mocarstw zezwoleniem, August na tronie polskim został zatrzymany. Oświadczywszy więc podług przyjętego u katolickich królów zwyczaju, imieniem Augusta III papieżowi posłuszeństwo. Grabowski powrócił do Polski, gdzie prac podjętych i interesów do skutku szczęśliwie doprowadzonych, hojne odebrał nagrody, to jest, dla ojca jeszcze żyjącego, i na ziemiańskie godności już dawno wyniesionego, kasztelanię chełmińską, którą ozdobiony, umarł w roku 1737 , dla siebie zaś biskupstwo kijowskie w roku 1739, kiedy po śmierci Potockiego, z kujawskiego biskupstwa na arcybiskupstwo gnieźnieńskie, przeniesiony został Krzysztof Szembek. Ale wkrótce potem, to jest: 1741, przeszedł Grabowski na biskupstwo warmińskie. Uczynił zaś to, nie z powodu dochodów, które równe były, ale jak on sam powiadał, zachęcony do tego tytułem xiążęcia św. państwa rzymskiego; potem, że dobra biskupstwa kujawskiego rozproszone po wielu województwach, ustawicznym kłótniom podlegały, zaś majętności biskupstwa warmińskiego połączone, od obcej chciwości zabezpieczone, tem samem człowiekowi spokojność kochającemu, wygodniejsze były. Na ostatek będąc biskupem warmińskim, mieszkał między swymi współziomkami i nad całą prowincyą, w której się narodził, był przełożony; wolny od wszelkiej innej jurysdykcyi, oprócz rzymskiej stolicy. Aby zaś godności swojej przydał, co względem stopnia w senacie ujął, idąc za przykładem innych niektórych biskupów zagranicznych, samemu papieżowi podległych, wyrobił dla siebie i dla swoich następców honor palliusza i przywilej, że w własnej diecezyi, krzyż przed nim noszono; co wyraża krzyż ów podwójny na medalu do herbu jego przyłączony. Papieża względem tej rzeczy pozwolenie wydane jest pod dniem 21 Kwietnia 1742, a zatem dawniejsze jest od medalu.

Resztę życia przepędził Grabowski na pełnieniu powinności doskonałego biskupa i xiążęcia. Pobożność ona, którą ku Bogu przenikniony był nadzwyczajną, i religią, ku której gorącą unosił się miłością, szczerą, czystą, i od wszelkiej zabobonnosci uprzątnioną, natchnąć wszystkich serca usiłował, którymi z powinności pasterskiej zarządzał, a głównym jego staraniem było, aby w sąsiedztwie mieszkający, w religii różni z jego postępków przekonani byli o świątobliwości nieskażonej nauki katolickiej, a częste one zarzuty, niekiedy i słuszne, z pewnej przez płochą zabobonność, powagi religii ustały.

Nie mógl jednak, zwłaszcza na początku dokazać tego, bez niejakiego słabych dusz zgorszenia, gdy jedni bajki nikczemne przez niedokładność wychowania i nauki, za najświętsze religii wyroki poczytywali, drudzy narzekali na utratę korzyści, którą z lekkowierności gminu odnosili. Ochędóstwo kościołów głównym jego staraniem było, tak dalece, iż gdy jeden jeszcze w Warmii został kościół drewniany we wsi Frankenau, rozebrać go, i inny do prawideł budowniczej sztuki doskonale przystosowany, i dosyć okazały wystawić kazał, i sprzętem należytym hojnie opatrzył. Wyłożył też 4 tysiące talarów z własnych dochodów, oprócz takiej drugiej summy ze składki po diecezyi zebranej, na kościół katolicki w Królewcu, który z wielką częścią miasta spłonąwszy, od szczupłej katolików tam mieszkających liczby, nie mógł się skutecznej pomocy spodziewać, innym zaś, i nawet rządowi, był nader obojętnym. Daleko większe, ale rozproszone, i dla tej przyczyny mniej w oczy bijące wyświadczył dobrodziejstwa, wszystkim prawie diecezyi swojej kościołom, które albo żywym, albo testamentowym zapisem w ozdoby, sprzęty, dochody opatrzył. To pewne, że każdy kościół, w którym zdarzyło mu się w podróży mszą św. odprawić, niezawodnie jakim od niego darem był obdarzony. Każdy rządca kościoła ubóstwem przyciśniony, jego pomocy doznawał, a to z taką ludzkością i wdziękiem, że dobrodziejstwa jego nowej od tego ceny nabywały.

Tej dobroczynności za granice nawet diecezyi rozlegającej się, rozliczne pozostają pamiątki; jedne tylko wspomnimy, to jest: iż katedralnemu kościołowi gnieźnieńskiemu, od piorunu spalonemu, tysiąc talarów bitych wypłacić kazał, aby z okropnych gruzów powstał okazalszy. Do tych czujnego pasterza powinności, przydał i one pana i xiążęcia, których póki sąsiedzkie narody z naszej niedoli szukać pożytków swych nie zaczęły, i mnóstwo było wielkie i trudność niepospolita. Biskupi albowiem warmińscy, tak obywatelami krainy zarządzali, iż Polski nad nimi panowanie, mało jednym wiadome, nie najbardziej od drugich uznane było. Od sądów niższych odwoływano się do biskupa, od którego do żadnego sadu innego nie wolno było udawać się w sprawach między obywatelami kraju onego zachodzących. Wtem zaś Grabowski nie tylko przewłoki dłuższej nad ścisłą potrzebę nie cierpiał, ale oraz chciał, aby wszystko bezpłatnie było wykonane, bez uciążenia uciekających się do sądu. Nie mieli tam miejsca patronowie i prawnicy, rodzaj ludzi utworzony na pomnożenie sporów, uwikłanie wymyślnemi trudnościami sprawy, ale chciał, aby same niezgodne z sobą strony, rzecz swoje przekładały i objaśniały.

Póki przy nim rządy kraju onego zostawały przy jego pomocy i czułym dozorze, kwitnęło w nim rolnictwo wsparte przemysłem i pracowitością obywateli. Zachęcał je, i ożywiał nieustannie sam xiążę, a pilnie uprzątał wszelkie handlom i związkom tak wewnętrznych, jako i z obcemi zawady, które lekką na chwile przynoszą korzyść, a szkody nieznośne do ostatniej potomności rozciągają. Gdy zaś temi zbawiennemi i najchwalebniejszemi pracami się zaprzątał, nie omieszkał oraz przykładać się do nauk przedniejszych i sztuk wytwornych, w których się i sam prywatnie ćwiczył, i wkroczywszy w ścisłe związki z ludźmi nauką wsławionymi, ustawicznie doskonalić usiłował. Nie było umiejętności rodzaju, bądź świeckiej, bądź duchownej, do którego by pomocą swoją i przychylnością nie wspierał, a gdy część najznaczniejsza życia jego na on wiek przypadała, w którym zagrzebane od dawna nauki, z grobu wydobywać się zaczynały, on jakby przeczuwał, co w dalszym czasie nastąpić miało, zdawał się żyć w czasie już wypolerowanych nauk. Aby zaś wschód ten przyspieszył, nakładem swoim niektórych bystrzejszego dowcipu młodzieńców, wysyłał do obcych krajów, gdzie nauki w najwyższem poważaniu były, tych zaś najczęściej wybierał z zakonnych zgromadzeń, najbardziej się do nauk przykładających. Nakładem też swoim postarał się o wydanie z rękopismów najdawniejszych dziejopisów naszych, Marcina Galla i Kadłubka. Zgromadzał oraz wyborną księgarnię w ksiąg wybór bogatą, którą po śmierci Grabowskiego, Jan kasztelan elbląski brat biskupa, całą darował Tomaszowi Szczepańskiemu, zacnemu i wielkiej nauki mężowi, kanonikowi warmińskiemu, jeszcze gdy to piszę żyjącemu, a w podeszłym bardzo wieku, lat blisko 90 żywość średnich lat i doskonałą nabytych wiadomości pamięć zachowującemu, którego Grabowski do rządów diecezyi xięstwa długo i szczęśliwie używał, a woli swojej ostatniej wykonawcą naznaczył, Te xięgarnię zbogaconą niemałą liczbą ksiąg swoich, Szczepański za kwotę znaczną pieniędzy przedał xiążęciu Poniatowskiemu, arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, na on czas jeszcze płockiemu; ten zaś ją darował akademii krakowskiej, gdzie pamiątką na zawsze będzie hojności xiążęcia tego dla akademii, i niewątpliwą pomocą do nabycia wszelkich umiejętności tym, co się tam do nauk przykładają.

Grabowski diecezyą warmińską rządził blisko przez 26 lat. Z warmińskiego biskupstwa po dwa razy postąpić starał się na krakowskie. Raz po śmierci kardynała Lipskiego, do czego skłaniali się na on czas xiążęta Czartoryjscy, których wielka wtedy u dworu była powaga, żądając, aby ich brat biskup poznański, przeszedł na warmińskie biskupstwo, a tem samem, od spraw publicznych rzpltej mógł się usunąć, ale sądząc, iż dla nich rzecz była dogodniejsza, aby Załuski w publicznych interesach często się od nich zdaniem różniący, złożył pieczęć, co się inaczej stać nie mogło, jak wynosząc go na biskupstwo krakowskie, odstąpić więc musieli. Znowu gdy Załuski bliskim był dokonania, począł Grabowski niektóre czynić kroki, ale Brühl i Mniszek, najwięcej u króla mogący, gdy go w płonne wzbili nadzieje, on zjednać sobie łaski u króla zaniedbał, a Sołtykowi, z którym owi ministrowie ścisłą przyjaźnią złączeni byli, podał wyborną pogodę, zabezpieczenia swoich nadziei.

Na kilka lat przed śmiercią, przybrał sobie Grabowski za koadjutora, sławnego Ignacego Krasickiego, o którym na innym miejscu pisać będziemy. Grabowski, któremu nie była się przydarzyła pogoda poznania młodego prałata tego od dworu zaleconego, niebyt skłonny do tego wyboru , aż Dembskiego w wielkiej lasce u Grabowskiego zostającego do tego użyto. Grabowski zaś, który pragnął mieć następcę człowieka wielkiej powagi, zdatnego do obmyślenia skutecznej i niezawodnej obrony tej diecezyi, bardzo był skłonny do tego, co i z osobistym zaszczytem jego było, aby po nim brat króla Stanisława Augusta nastąpił. Umarł Grabowski w Heilsbergu, dnia 13 grudnia 1766.

Herb na medalu wyrażony, złożony jest z herbu biskupstwa, czyli xięstwa warmińskiego i własnego tej Grabowskiego familii. Herb ten ostatni, zdaje się być z małą odmianą ten sam, który w Niesieckim ma imię Zagłoba. Miecz na boku położony, oznacza władzę oną, którą biskup warmiński miał podówczas ledwie nie najwyższą nad obywatelami Warmii, którzy go nie tylko za biskupa, ale i za xiążęcia ledwie nie udzielnego uznawali, nie mając wolności odwołania się od jego wyroku do żadnego wyższego sądu.

Co się tyczy tytułu xiążęcia św. państwa rzymskiego, nadanego biskupom warmińskim, nie widzę innego nadania tego śladu, tylko ten, że Jan, kantor warmiński, udawszy się z biskupem Janem Streiffrock do Awinionu do papieża, dla poparcia sprawy, którą tenże biskup miał z Krzyżakami, gdy pomieniony biskup umarł w roku 1372, kantor do kościoła swego powracający, od cesarza Karola IV otrzymał, aby warmińskie biskupstwo do państwa rzymskiego wcielone było. Co jeśli się nie mylę, tyle tylko znaczy, iż chciał, aby warmińskie biskupstwo, od Krzyżaków na on czas srodze rozszarpane, pod cesarstwa obroną zostawało, co od nadania tytułu xiążęcego bardzo się różni.

Znajduje w Lengnichu historyi pruskiej pod rokiem 1663 że gdy w pewnych publicznych listach w Malborku na sejmie pruskim wydanych, tytuł Jaśnie Oświeconego biskupowi warmińskiemu był dany; Stanisław Działyński na on czas wojewoda malborski, z bratem swoim mocno się temu sprzeciwił i dokazał, że zwykły na to miejsce tytuł Najprzewielebniejszego i Jaśnie Wielmożnego był położony. Przy tej okazyi nie od rzeczy będzie wspomnieć, iż August II, szukający zawsze, co świetność dworu jego pomnożyć mogło onych to xiążąt Jaśnie Oświeconych, zwłaszcza z stanu duchownego, całej starożytności nieznajomych, sam darząc ich tym tytułem, w zwyczaj wprowadził. Kto zechce rzecz te pilniej rozważyć, łatwo pozna, iż niektórzy godność tę sobie przywłaszczyli, że w dobrach pewnych swoich władzę mając od drugich znaczniejszą tak, iż w pewnym stopniu i szlachtę w nich osiadłą sądzą, od mieszkańców onych dóbr tytuł on odbierali, który do dworu ich przeszedłszy, od obcych nie był uznany, aż używaniem nieznacznie wzmagającym się, tytuł takowy rozszerzył się, o którym przed 50 lat tylko w pewnych ich dobrach i u dworu własnego wiedziano. Drudzy tym się tytułem przyozdobili, i postąpili na godność przez czas niejaki posiadaną przez xiążąt krwi królewskiej lub xiążąt udzielnych i z urodzenia ten tytuł mających, nawyknieniem, pochlebstwem, głosem błędnym; tak z osoby stopnia i godności possessye, udziałem niegdyś były synów młodszych xiążąt mazowieckich, a przeszły do kościołów z tytułem nie majętności, lecz dawnym jej panom służącym, które to zdarzenie wszystkie gruntować nie mogą prawa, ale przywłaszczenie sobie tytułu xiążęcego, który albo familii być powinien całej, lub linii familii, jak pełno przykładów mamy, albo godności, jak bez względu na mniemane Karola IV nadanie Fryderyk Wielki biskupom warmińskim na nowo nadał, albo osobie, jak cale świeże tego przykłady widzimy.

Albertrandi


Zdjęcie: archiwum GNDM (aukcja 2)