strona główna przedmowa indeks nazwisk indeks legend recenzje uzupełnienia szukaj
 
 

Medale ściągające się do panowania Augusta III

No. 417.

Popiersie Andrzeja Załuskiego biskupa (gdy medal był bity) chełmińskiego, a potem krakowskiego. Głowa w przyprawnych włosach i okrągłej czapeczce, twarz z prawej strony widziana. Odzienie mucet biskupi z orderem orła białego. Napis: ANDR[eas] ZAŁUSKI EPVS[Episcopus] CULM[ensis] ET POMES[aniensis] AR[chi] CANC[ellarius] R[egni] POL[oniae]. To jest : Andrzej Załuski, biskup chełmiński i pomezański, kanclerz wielki koronny polski. U dołu litery D. F. imię mincarza, wyraźniej na drugiej stronie położone.

Strona odwrotna. Część krużganka obszernego, wstęp do biblioteki dającego, z sześciu kolumn i tyleż framug między kolumnami złożonego, w framugach są posągi. Górna część krużganka zakończona jest gankiem także posągami ozdobionym. Napis: CIVIUM IN USUS. To jest: Na użytek obywateli. W odcinku: BIBL[iotheca] PUBL[ica] VAR[soviensis] FUND[ata] A[nno] D[omini] MDCCXLV. To jest : Biblioteka publiczna w Warszawie, założona roku pańskiego 1745. Pod kolumnami na boku imię mincarza: DAN[iel] FEHRMANN.

Medal ten znajduje się w zbiorze Franciszka hrabi Potockiego.


Andrzej Załuski, którego wyobrażenie te medale stawiają (No. 417, 418) i tytuły różnych czasów otrzymane, urodził się z familii w xięstwie mazowieckim bardzo zacnej, jednej z czterech przedniejszych domów w onym kraju, herbem Junoszy zaszczyconych. Co o pochodzeniu tego domu od Gilimera ostatniego w Afryce Wandalów króla podobało się zacnemu pisarzowi Janockiemu przełożyć, nie jest to skutkiem lekkowierności, od której tak gruntownego rozsądku człowiek był daleki, ale nieuchronnej potrzeby, której ulegać czasem ludzie najrozumniejsi, i najwięcej nauki mający, oprzeć się okolicznościom nie mogący, muszą. Był na on czas sławny zwodziciel Dyamentowski, co dla zysku , ogromne pokoleń szeregi układał, któremi poratować nędzę swoją umiał, a publiczność i chciwych chwały i wysokiej rodowitości zwodzić. Zawsze on miał w pogotowiu, którego z starożytności monarchę albo przemożnego pana i bohatera, od którego, zwłaszcza przy jakimkolwiek imion podobieństwie, familie tych wywodził, którzy koszt na to niebaczny łożyli, albo łatwość i skłonność do obdarzenia autora tak pięknych wynalazków mieli, jak widzieć można w przeciągłym szeregu przodków familii Łubieńskich, Jabłonowskich, Szeptyckich, i, że innych opuszczę, tych, o których tu jest mowa, Załuskich, których wszystkich famili świetność onego fałszywego blasku, nie potrzebowała. Zaniechawszy więc te płoche powieści, wracam się do Andrzeja; ojcem jego był Alexander Józef, który rozmaitych honorów stopniami idąc, godności na koniec wojewody rawskiego dostąpił. Matką była Teresa Potkańska, córka starosty inowłodzkiego, łowczego sandomirskiego. Z tych rodziców zrodzony Andrzej, około roku 1694 pierwsze od dzieciństwa wziął wychowanie u sławnego biskupa warmińskiego, Andrzeja Chryzostoma Załuskiego. Nie przypisuję mu za chwałę, iż stan duchowny obrawszy, w pierwszej młodości ozdobiony był licznemi kościelnemi dostojeństwy, gdyż, to stryjów ku niemu miłość, króla ku Załuskim przychylność sprawowała. Przy wstępie do wieku dojrzalszego, zwiedził kraje niemieckie, Francyę, Włochy i Niderlandy, z której podróży największą korzyść odniósł. Daleki od onego obłudnego pozoru, który mami oczy, szukał wszędzie prawdziwego i gruntowanego pożytku, cały się onego żądzą zajął, i niczego bardziej nie pragnął, jak tylko swoje obdarzyć ojczyznę tem wszystkiem, co najdogodniejszego krajom naszym w obcych państwach dostrzegł. Powróciwszy do ojczyzny, a wszystkie w obfitości posiadając przymioty, które zaletą być mogą wybornego obywatela i zacnego duchownego; ledwie doszedł lat wieku swego 27, kiedy po śmierci stryja Ludwika w roku 1722, powierzone mu były rządy diecezyi płockiej. Z jaką roztropnością, z jakiem nieskażonem obyczajów ułożeniem, z jaką troskliwością o pomnożenie majestatu religii, a zalecenie duchownym przyzwoitej przystojności, i zbudzenie w nich prawdziwej pobożności, diecezyi onej był przełożonym, dowodzą światłe synodu od niego odprawionego przepisy i wyborne dotąd jeszcze trwające ustawy, których doskonałość przezorni następcy jego uznali, a długowieczne doświadczenie zatwierdziło. Przydać do tego należy osobliwsze w przestawaniu z równymi wdzięki, łaskawość ku niższym, ludzkość ku wszystkim, a to ludzkość nie na pozór udaną, nie gwałtownie wymuszoną, ale z duszy pochodzącą, i w naturze początek mającą. Dał tego dowód oczywisty w onej to opłakanej, a chwale imienia polskiego ubliżającej toruńskiej przygodzie, której gdy zapał niepohamowany wielu objął, biskup płocki z kilką innymi łagodność chrześcijańską i powolność w darowaniu uraz, a gdyby koniecznie przyszło karać, pomiarkowanie i litość zalecał. Z tem wszystkiem taka była Andrzeja nieszczęśliwość, iż sędziwszym nad wiek będąc i nieco ponurym, a w mówieniu oszczędnym, miłości sobie zjednać nie mógł, gdyż więcej tych było, co się jego strzegli, sądząc, iż skrytym będąc i niedościgłym, poufałości, bez której prawdziwej miłości nie masz, miejsca nie daje. Gdy się tak zbawiennie potrzebami diecezyi swojej zaprzątał Andrzej, król August II, od którego wielce był poważany, wynieść go na urząd kanclerza W. zamyślał, ale śmierć niespodziana tego króla, Andrzeja nadzieje naówczas zawiodła.

Na elekcyi króla następującej, Załuski i bracia jego z całą familią, a jeśli prawdę mam wyznać, z całą prawie Polską przy Stanisławie Leszczyńskim stawał, ale z taką rady dojrzałością, strony onej się trzymał, iż strona przeciwna, bardziej żądała przeciągnąć go do siebie, niż się nań za przywiązanie się do przeciwników gniewała. Opuścił on wprawdzie na ostatek Stanisława stronę, ale wtedy opuścił, gdy Stanisław z Gdańska umknąwszy, nie tylko stronnikom swoim wolność, ale i nakaz dał, udania się do Augusta. Zatem Andrzej jeden, a z przyczyny stopnia swego pierwszy był między tymi, co w roku 1734 dnia 29 czerwca podpisali uroczyste wyznanie, iż się pod panowanie i władzę Augusta III poddają. Z wielką ten król przychylnością jego przystępującego, do swej partyi przyjął i zaraz rad swoich i dalszych zamysłów chciał mieć uczestnikiem, roku zaś następującego po sejmie pacificationis nazwanym, na wyborze marszałka izby poselskiej zerwanym, wyniósł na dostojność kanclerza W. a gdy z przepisu praw, ten urząd z biskupstwem płockim nie mógł być spojony, mianował go biskupem łuckim w roku 1736, z którego w roku 1739 przeniósł go na chełmińskie. Roku 1746 urząd kanclerza sprawowany od niego z największą dokładnością i nieskazitelną wiarą złożył, zostawszy posuniony na biskupstwo krakowskie, po śmierci kardynała Lipskiego, tegoż roku dnia 20 lutego zmarłego. Cały się więc przywiązał do rządów rozleglej diecezyi krakowskiej, i w tym okazał pobożność, roztropność, umiarkowanie, sprawiedliwość, których cnót pamiątki dotąd trwające, żadna długowieczność nie zagładzi. Nie opuścił jednak dla tego publicznych interessów, któremi się przezornie bardzo zaprzątał, i do których chciwie bardzo bywał wzywany, zwłaszcza gdzie zachodziły zawiłe i wielą uplatane trudnościami okoliczności do ułatwienia których nadzwyczajnej potrzeba było roztropności i bacznej, na doświadczeniu ugruntowanej rozwagi. A że szczęśliwego bardzo i wypolerowanego był dowcipu, bardzo się w naukach wszystkich i wytwornych sztukach kochał, tak jednak, iż zawsze tym pierwszeństwo dawał, w których więcej gruntowności i korzyść znaczniejszą upatrował. A że z największą gorliwością do tego się garnął, co rozumiał być zdatnem do pomnożenia pożytków krajowych, wiele on nauk, wiele sztuk i kunsztów pod swoje zagarnął opiekę, i nakładem swoim do Polski wprowadzić, ugruntować i rozprzestrzenić usiłował, w czem nieraz od cudzoziemców wielkie rzeczy obiecujących, nic, albo mało co do skutku przywodzących, był zawiedzionym. Tak skłonnym więc będąc do przedsięwzięcia zamysłów mniej znaczną korzyść mających, z większą daleko łatwością i ochotą przystąpił do społeczeństwa zamysłu zakładania publicznej w Warszawie biblioteki, i złączenia się w tym przedmiocie z bratem swoim rodzonym, co jak się stało, i powód do bicia tych medalów dało, dokładniej już opisać należy.

Józef Andrzej Załuski, Andrzeja kanclerza w. a potem biskupa krakowskiego brat, mąż pamięci niezmiernej i czytania chciwy, od samego dzieciństwa podług tego, jak dochody pozwalały, które z ojcowskiego majątku znaczne być nie mogły, a potem niezmierna chciwość zbierania ksiąg wycieńczyła, w miarę mówię, dochodów swoich począł zewsząd księgi zgromadzać. Gdy się cokolwiek przez kościelne dostojeństwa pomnożyły dostatki, pomnożyła się oraz żądza powiększenia swojej biblioteki. Zdarzyło mu się jeszcze bardzo młodemu widzieć, jak w Lipsku przedawano księgi podwójne z sławnej księgarni Jana Burcharda Mencken. Ten widok taką w nim wzniecił chciwość zgromadzenia podobnych ksiąg, mianowicie rzadkich, i do nabycia dla tej przyczyny trudnych, że od tego czasu, nie było sklepu księgarza, by też najnikczemniejszego w kraju i za granicą, nie było zakonnej księgarni, której by nie przetrząsnął, i do ostatniego szpargału nie przejrzał. Przytem nie było miejsca w Europie, gdzie by o jakiej sprzedaży ksiąg więcej ofiarującemu zasłyszawszy, zaraz przystawy nie obmyślił, za którego by pomocą mógł zakupić księgi, których mu nie dostawało, albo o których rozumiał, że ich nie ma. Skąd się trafiło, iż rzadkim księgom wyśliznąć się z rąk swoich niedopuszczając, zgromadzeniem wielu ich exemplarzy do swojej księgarni, czynił je rzadkiemi. Pamiętam, iż jednej takowej księgi, za bardzo rzadką w obcych krajach poczytanej, ośm exemplarzy cale jednostajnych w tej księgarni się znajdowało.

Przyszło potem do tego, iż nie przestając na zbieraniu ksiąg pożytecznych, lub rzadkich, już nie wyboru, ale liczby szukał, wszystkie na to obracając swoje dochody, do stu trzydziestu tysięcy w ostatnich 16 leciech życia jego wynoszące, i znaczne nawet długi zaciągając, całe swoje dosyć przestronne mieszkanie księgami zaprzątnął. Tak wielkie bogactwa literackie z wielą śmieciami zmieszane gdy zgromadził, począł zamyślać o założeniu w Warszawie biblioteki, która by używaniu publicznemu była poświęcona. Tymczasem i brat jego Andrzej, o którym wyżej mówiliśmy, przygotował i on sobie bibliotekę, ale z wyborem i w której miał największe baczenie na potrzebę nieuchronną i pożytek niezawodny. A że był człowiek i publicznego dobra i własnej chwały chciwy, sądził, iż brata zamysły do otrzymania obydwóch tych rzeczy bardzo są dogodne. Zatem postanowił, w wykonaniu tej rzeczy być bratu na pomocy, i nie tylko bibliotekę jego swojemi księgami zbogacić, ale i plac i gmach temu stosowny opatrzył. Długi od brata na zakupienie ksiąg zaciągnione do 13 tysięcy czerwonych złotych wynoszące wypłacił, i obmyślał dochody tak na pomnożenie ksiąg, jak też na utrzymanie dozorców, z których 45 tysięcy iścizny dotąd pozostaje, na zapłatę z jej dochodu przełożonemu biblioteki, który by czasy wiecznemi był oraz kanonikiem warszawskim. Byłby więcej jeszcze uczynił, i hojniej tę tak pożyteczną fundacyę wsparł, nadawszy jej dobra Falenty i bliższe im wioski tak że przez 5 lat wypłacając na jej ugruntowanie po 1200 czerwonych złotych co rok; gdyby tak piękne zamysły braci niezgodą nie były zniszczone, gdy jeden szczerą korzyść miał w zamiarze, drugi zbytek niejaki i obfitość żadnych granic nie znającą. Ustąpił więc w tej mierze Andrzej Józefowi, ale też dobroczynność swoje usunął, i wiele tego co miał nadać, ujął. Otworzona jednak była ta biblioteka ku publicznemu użytkowi, nie w roku 1745 wyrażonym na pierwszym medalu, bitym, gdy gmach onej daleki był od zakończenia, ale roku 1747 dnia 8 sierpnia, czego piszący tym pewniejszym jest świadkiem, iż pierwszy był, który dobrodziejstwa tego publiczności świadczonego użył.

Gdy Andrzej biskup krakowski dnia 16 grudnia roku 1758 umarł, Józef brat jego zostawszy biskupem kijowskim, wziął na się dozór zupełny tej biblioteki, i tego, co od brata jego było jej wyznaczone, i do ostatniego tchnienia nie przestał onę pomnażać, obracając na to wszystkie, które z skądkolwiek posiadał dochody, tak dalece, że na piętnaście lat przed jego śmiercią, liczba ksiąg w niej znajdujących się, nie rachując rękopismów i podwójnych ksiąg, przechodziła 200 tysięcy, co zdaje się wszelką wiarę przechodzić. Ci, co w roku 1795 wywiezieniem onej zaprzątali się, sami przyznawali, że aż do 300 tysięcy ksiąg wszelkiego rodzaju zawierała. Józef Załuski biskup kijowski, umarł roku 1775 dnia . . stycznia. Wiadomy jest los tej biblioteki, a czytelnika naszego Polaka rozrzewniać tem wspomnieniem nie chcemy. Straciliśmy z nią do 4 tysięcy rękopismów, z których większa połowa szczególniej do narodu polskiego należała, miedzy któremi wiele było pism oryginalnych. Straciliśmy zbiory najciekawszych pierwotnych edycyi wieku XV autorów rozmaitych, zwłaszcza klasycznych i kościelnych, i wiele takich, które w najsławniejszych bibliotekach Europy, albo rzadko kiedy dają się widzieć, albo jeżeli są, są jej zaszczytem i drogim klejnotem były.

A co niepowetowaną jest szkodą, straciliśmy do 20 tysięcy tomów składającą bibliotekę polską, to jest: albo językiem polskim wydanych ksiąg, albo w innym języku od Polaków pisanych, albo się do Polski stosujących.

Albertrandi


Zdjęcie: archiwum PDA/PGNum (aukcja 10)