strona główna przedmowa indeks nazwisk indeks legend recenzje uzupełnienia szukaj
 
 

Medale z panowania Stanisława Augusta

No. 549.

Popiersie mężczyzny, głowa nakryta czapeczką okrągłą, twarz daje się widzieć z lewej strony. Odzienie zwykłe zakonne Pijarów. Napis do koła: STAN[islaus] KONARSKI SCHOL[arum] PIAR[um] IN POL[onia] ET LITU[ania] ANTIQ[uitus] PRAEP[ositus] PROV[incialis]. To jest: Stanisław Konarski szkół Pijarskich w Polsce i Litwie niegdyś prowincyał. — U dołu I. P. HOLZHAEUSSER F[ecit] [zrobił.]

Strona odwrotna: Dwie księgi, jedna na drugiej na kobiercu złożone, uwieńczone wieńcem dębowym. Na grzbiecie tych ksiąg wyrażony jest onych tytuł: DE EMEND[andis] ELOQU[entiae vitiis]. To jest: O uprzątnieniu wad wymowy. Na drugiej: DE CONCLUD[endis] CONSIL[iis]. To jest: O sposobie kończenia obrad. W otoku u góry: SAPERE AUSO (Temu co śmiał użyć rozumu) i w odcinku: STAN[islaus] AUG[ustus] REX. MDCCLXV. To jest: Stanisław August król 1765.

Rok wspomniony jest ten, w którym przedsięwzięto bić ten medal, ale w rzeczy samej był bity roku 1771.


Jeżeli Stanisławowi Augustowi królowi mądremu, i nauk, tudzież kunsztów wybornych, sprawiedliwemu czcicielowi i szacunkarzowi zdało się rzeczą wspaniałości jego godną, za pomocą medalów, obrazów i posągów, mężów nauką wsławionych imiona i twarze kazać do ostatniej zachować potomności, rzecz była najsprawiedliwsza, aby w nadaniu tego honoru początek uczynić od Stanisława Konarskiego, przez którego stało się, iż się znaleźli w Polszcze tacy, którzyby za powszechnem przyznaniem chwały tej dostąpić mogli. Tego męża nie tylko u swoich i u obcych najsławniejszego, ale ojczyznie i wiekowi swemu nowy, a to najznakomitszy wzrost sławy nadającego, gdy krótko życie opisać zamyślam, użyję najbardziej tego, co mąż zacny Janocki w roku 1755, w spisie swoim uczonych Polaków o nim napisał, a do tego przydam, co z różnych źródeł czerpając, do objaśnienia czasów następnych, prac jego i dzieł przydać się może.

Starożytny i przezacny dom Jaxów, co za herb gryffa nosi, rozgałęziony, jak innych początkiem był, tak familii Konarskich świetnej nader i wielkiemi niemniej zasługami, jak godnościami w Polszcze zaszczyconej. Urodził się Stanisław w Zarzycach, wsi ojczystej, w krakowskiem wdztwie położonej, na początku roku 1700, z ojca Jerzego kasztelana zawichostkiego, matki Heleny Czermińskiej z domu równie zacnego i wysokiemi godnościami okazałego. Z sześciu braci najmłodszy był Stanisław. Pierwsze między nimi miejsce mający Michał, postępując zasług i godności coraz wyższemi stopniami, doszedł kasztelanii sandomirskiej. Dwaj po nim idący bracia Antoni i Jgnacy, w zakonie szkół pobożnych życie przepędzili, zakonowi i ludzkiemu towarzystwu pożyteczne. A dwaj pozostali bracia albo do wojskowej służby zaciągnęli się, albo spokojne w zaciszu i na osobności życie prowadzili.

Stanisława, któremu, nim się zakonowi poświęcił, imię było Hieronim, w sieroctwie od rodziców zostawionego, wziął w swą opiekę brat matki Czermiński kasztelan zawichostki, a za zwyczajem wieku onego idąc, postarał się, aby w szkołach publicznych grunt nauki przyszłej założył. Mając lat 15 z Piotrkowa, gdzie szkolny bieg przeszedł, wstąpił do zakonu szkół pobożnych, dwóch braci starszych w tem naśladując, i w Podoleńcu, miasteczku starostwa spiskiego, nowicyat odprawił, zamieniwszy imię Hieronima na Stanisława, do którego podług zwyczaju na onczas przyjętego, złożywszy przezwisko familii własnej, przydał jakoby przydomek od Ś° Wawrzyńca, z okoliczności dnia, którego pierwszy raz wdział zakonną sukienkę. Tak przez czas niejaki był mianowany, póki trwał zwyczaj on wprawdzie pobożny, ale w domu nieużyteczny, za domem niewygodny. W dalszym czasie gdy ten zwyczaj powoli ustawać począł, pod samem familii swojej przezwiskiem wsławił się.

Zakończywszy nowicyat, zdawał się przełożonym, najzdatniejszym do ćwiczenia rówienników swoich w języku łacińskim. Filozoficznych nauk, jakie na onczas były w biegu, dokonawszy, użytym został do uczenia w publicznych szkołach, i wielkie o sobie już wtedy wzbudził nadzieje biegłości w uczeniu nauk wytwornych, i niemałą zyskał chwałę z wydanych pomniejszych dzieł prozą i rymem, z której się on, z zawczesnej chwały postąpiwszy w lata, sam zwykł był urągać. Mając lat 25 od Jana Tarła biskupa poznańskiego, bliskiego krewnego swego, nakład na to dającego, posłany był do Włoch, a 4 lata w Rzymie przepędziwszy, przykładał się do matematyki, najbardziej zaś starał się prawdziwego dostąpić krasomówstwa. Do tych dwóch nauk tegoż samego wybornego użył nauczyciela Paulina od Ś° Józefa, którego własne przezwisko było Chelucci, który między najpierwszymi włoskimi krasomówcami i najbieglejszymi w języku łacińskim, najprzedniejsze prawie miejsce z pisarzów włoskich onego wieku osiągnął. Jakie Stanisława postępki w krasomówstwie były, domyślać się ztąd łatwo można, że w kollegium nazareńskim, pod dozorem xięży zakonu szkół pobożnych zostającem, w ostatnich dwóch leciech swego w Rzymie przebywania, zacną młódź w onym domu ćwiczenie biorącą, on w łacińską wymowę, krasomówstwa przepisy wykładając, wprawiał, kiedy Włosi, co rzadka rzecz jest i osobliwsza, młodzieńcowi Polakowi tej chwały odstępowali. Tegoż czasu Konarski nasz w bogactwa historyi i starożytności, oraz innych nauk, zapomagał się i z wielką pilnością już na onczas opatrował się w sposoby służyć mogące do podżwignienia nauk, w Polszcze prawie zagubionych.

Z Włoch powróciwszy do Polski, układać począł dzieło one wielkie niezmiernej pracy wyciągające, to jest praw, ustaw i konstytucyj polskich zbiór dokładny, który od roku 1732 do roku 1739 w sześciu ogromnych tomach, jak zowią in folio, zawiera cokolwiek od najdawniejszych xiążąt i królów polskich, a potem od stanów na pożytek Rzptlej i mieszkańców pomyślność kiedyżkolwiek ustanowione i uchwalone było. To zaś zebrał z wszystkich miejsc, z starodawnych exemplarzy, z szpargałów rozrzuconych, z cudzych cząstkowych zbiorów, z nich gromadząc wszystko, co mogło takowe dzieło wydoskonalić i najużyteczniejszem Polakom uczynić. Do pierwszego tomu przydał Konarski wyborną rozprawę, w której i zamiar tego dzieła wykłada i stosownie do tegóż zamiaru początki praw w Polszcze objaśnia, zastanawia się nad władzą prawodawczą, przekłada zaszłe w tem odmiany, i to wszystko wyłuszcza co z władzą prawodawstwa ma jakikolwiek związek. W tem poznać można naukę osobliwszą i jasność w wykładzie, dokładność w objaśnieniu i przełożeniu rzeczy najważniejszych. Że zaś prawideł surowej krytyki nie zawsze się trzyma, a w przełożeniu zdania swojego nie zawsze jest bezwzględny, nie jest to wadą człowieka, ale wadą wieku, który rad był wierzyć temu, co dawniej pisarze podali.

Wiek ów nie był jeszcze dosyć dojrzałym na przyjęcie prawd, uprzedzonym zdaniom przeciwnych, co w lat 30 potem widocznie Konarski dowiódł. Byli tacy co Konarskiemu zadawali, iż w zbiorze onym prawa niektóre, które się mniej podobały, opuścił, co sprawiło, iż Andrzej Załuski kanclerz w. k. potem biskup krakowski, a później xiążę Lubomirski marszałek w. kor., ile razy przypadało w sądzeniu spraw odwoływać sie do dawnych konstytucyj, domagali sie przytoczenia ich z dawniejszego wydania, nie zaś z tego, które za staraniem Konarskiego wyszło. I mnie samemu przytrafiło się przeglądającemu rękopisma w Rzymie w ksiegarnii Barberinich, znaleźć konstytucyę, którą porównawszy z onąż od Konarskiego wydaną, widocznie dostrzegłem niektóre ustawy opuszczone, a drugie inaczej wydane, niż były w rękopiśmie.

Jakoś dziwno mi jest, że przez 60 prawie lat nie przyszło nigdy sankcyą rzpltej po poprzedającem skonfrontowaniu z oryginalnem wydaniem zatwierdzić i upowaznić to wydanie. Wszakże przyznać trzeba, iż niektóre dawne ustawy powtórzonem ogłoszeniem do powszechnej wiadomości, bez wielkiego zamieszania podane być w onym czasie nie mogły.

Cóżkolwiek bądź, Konarski tem dziełem, dowcipu wybornością, bystrością rozumu, wiadomości rzeczy rozległą we Francyi i Włoszech nabytą i rzdkim przymiotem doskonałego myśli swoich przełożenia, już wtedy sie tak wsławił, iż przedniejsi panowie jego rady czesto zasięgali, a częstokroć jak wyroczni jakiej niezawodnej słuchali. Wynikneło ztąd, iż kiedy August II żyć przestał, strona trzymająca się Stanisława Leszczyńskiego wielce używała jego zręczności w pisaniu, przekładaniu, sprawowaniu zachodzących interessów i nakłanianiu umysłów do tej partyi. W czem on nie tylko był pilnym, ale żwawym okazał tak dalece, iż w nim frakcya francuzka szczerego i obłudy nieznającego jawnego pomocnika miała. Dla tej przyczyny i dla wydającej się w nim osobliwszej roztropności i zręczności w pełnieniu wszystkiego, co mu było polecone, przydano go posłowi od króla Stanisława do króla francuzkiego wyprawionemu Jerzemu Ożarowskiemu oboźnemu koronnemu, aby go i radą swoją i piórem, gdyby była potrzeba, wspierał. Jaka pomiedzy Stanisława stronnikami była Konarskiego wziętość, jak wysokie o nim zdanie, i ztąd poznac można, iz imieniem Augusta III już królem obranego, ofiarowane mu było przez Jana Lipskiego, biskupa krakowskiego, biskupstwo przemyslkie, do którego się nie mało na onczas ubiegało, aby tylko Konarskiego na stronę Augusta przeciągnąć. Ale nie przyjął ofiarowanej sobie tej godności, gdyż z przekonania wewnętrznego i skłonności tak wiarę swoją Stanisławowi obowiązał, iż żadnych obietnic powabem, nie mógł być od niego oderwany. Przytem też większych się jeszcze dostojeństw spodziewał, gdyby jak mocno ufał, Stanisław przeciwnika odsadziwszy, tron otrzymał. Albo gdyby, co mu się rzeczą niepodobną być zdawało, ustąpił, nie wątpił, iż we Francyi stopnie i zacnością i dochodami najznakomitsze będą mu przygotowane. W jednem i drugiem z tych zdań, omylony był Konarski, bo i Stanisław opuściwszy Polskę udał się do Lotaryngii a Konarskiemu innej Francya nie wyznaczyła nagrody, oprócz pensyi corocznie mu płaconej, a tej podług Francuzów zwyczaju nie najhojniejszej. Dostojeństwa zaś i kościelne godności, które król Stanisław nadawać mógł i nienajliczniejsze były i ubiegało się do nich bardzo wielu zbiegłych Polaków, a niemniej Francuzów i Lotaryńczyków, ludzi także wielce zasłużonych. Dla tego w tym tłumie nie było miejsca dla osoby przywiązanej do zgromadzenia nie przyjętego we Francyi i onej krainie nieznajomego.

Konarski czas niejaki przemieszkawszy we Francyi powrócił do Polski w roku 1738 wiele zamysłów mając zmierzających ku korzyści swego zgromadzenia, a przezeń i ojczyzny. W roku tedy 1739 i 1740 w Krakowie i Rzeszowie poświęcił się zupełnie na wypolerowanie młodzi zakonnej i wykształcenie z niej zdatnych nauczycielów, przez którychby nauki w Polszcze mogły być podźwignione, co nieustannych zamysłów jego celem było główniejszym. Przeto w roku 1741, iż pominę inne jego dzieła, wydał wyborną onę księgę łacińską: De emendandis Eloquentiae vitiis — „O naprawie wad wymowy", która jedną jest z dwóch na tym medalu osobliwszą mądrego króla pochwałą ozdobionych. Ten co przyzwoitą tej księdze przyznać zechce cenę, trzeba aby się myślą przeniośł do onego wieku, w którym była pisana. Toż samo albowiem o tej księdze mówić można, co o dziełach niektórych pisarzów starożytnych kościelnych, nawet za ojców świętych i nauczycielów kościoła poczytanych, którzy wyśmiewając się z płochych pogan zabobonów wiele zewsząd rzeczy zgromadzili, na zburzenie panującej niezbożności, a w tem samem nie tak się trzymali rzeczy pewnych i niezawodnych, iżby czasem z ścisłych granic prawdy albo niewykroczyli, albo też nie dosyć blisko do nich przystąpili, a czasem i błędami niejakiemi czystości chrześciańskiej nauki nieskazili, gdy ją na rozwalinach baśni pogańskich wystawić usiłowali. Co więc przytrafiło się Tertuliauowi, Origenesowi, Arnobiusowi w rzeczach tyczących się religii, to samo zdarzyło się Konarskiemu w poprawie krasomówstwa. Pokazuje on w całem wspomnionem dziele, iż nie masz rodzaju wymowy, któryby okropną oną zarazą bezrozumnej świegotliwości nie był ogarniony i zepsuty. Wskazuje on często źródła, z których te błędy wyniknęły, czasem na samem naganieniu nie rozwodząc się przestaje. Skwapliwe do dziecinnych fraszek, do obcego rumienidła, do płochych dowcipu wyskoków, do obłudnego popisywania się z rozległą erudycyą pisarzów hamuje umysły i karci, ale sam częstokroć od poloru języka łacińskiego oddala się i na te same nie w myśleniu, ale wpisaniu skały napada, na których ostrzega, iż się inni rozbili. Nie moja rzecz tęskliwie zgromadzać nie tylko pisania, ale i w rzeczach, które przekłada, błędy których się nie ustrzegł, ale znowu ostrzegam czytelnika, iż się myślą przenieść powinien do wieku, w którym ta księga była pisana, aby ją przyzwoicie mógł oszacować. Gdy albowiem wszelkiego wieku, wszelkiego stanu ludzie, do nikczemnej czasów onych wymowy przywiązani, i nad nią się dziwili, gdy szanowni z podeszłych lat, z urzędów, z powołania mężowie, biskupi, senatorowie, zakonnicy nie wstydzili się ze zgrają innych ludzi zapędzać się za lekkomyślnemi fałszywego krasomówstwa błyskotkami, wspaniałego zaiste i osobliwszego umysłu musiał być ten, który nie tylko z drugimi nie wybaczał z tonu gruntownego rozumu, ale i innych od zabłąkania wstrzymywał.

Wydanie na publiczne światło tej księgi stało się hasłem żwawej nader wojny, kiedy ci, którzy przez dowcip swój i nabytą jakąkolwiek krasomówstwa sławę, wstępnym ze wszech stron bojem na autora nacierać i pociskami go swemi razić usiłowali. Główniejsi między tymi byli trzej Jezuici. Ten którego Konarski w krótkiej rozprawie do dzieła swego przyłączonej nazywa. R. P. W., który jak miemam, był X. Wieruszewski, Potockiego, niegdyś prymasa teolog. Drudzy dwaj byli X. X. Grodzicki i Malczewski, wszyscy z Polskiej prowincyi. Z tych ostatni złą sprawę tak utrzymywał, iż gładkością i wyborem łaciny, daleko przeszedł Konarskiego. Fałsz jednak jest, com nie raz blisko onych czasów słyszał, i co teraz nawet niektórzy powtarzają, iż księdze onej przypisać należy powrót do Polski prawego krasomówstwa. Już albowiem na kilka lat przed wydaniem tej księgi, zmarły niedawno w Rzymie X. Karol Korycki Jezuita, młódź zakonną zgromadzenia swego, do prawej wymowy sposobił, a z uczniów jego w roku 1744 i lat następujących zdarzyło się mnie w szkołach warszawskich mieć najwyborniejszych retoryki nauczycielów, a w tym samym czasie wielu innych znajdowało się, którzy czytaniem pilnem wzorowych autorów i pracowitem pisaniem w Litwie i domach Jezuickich, do onej prowincyi należących, tak daleko postąpili, iż co do chwały wybornego krasomówstwa, sprawiedliwie obok Konarskiego mogli być umieszczeni. Ale oni przestając na tem, iż w zaciszu domowem z wymowy zaletę mieli, i innym drogę do prawdziwej wymowy torowali, skromnie i spokojnie czekali, żeby albo prawda zatwierdzone dawnością błędy uprzątnęła, albo na miejsce tych, których uprzedzenia wstecz zarwały, inny szereg ludzi, inny rzeczy porządek nastąpił. Zatem przez litość, a tę bardzo słuszną sądzili, iż wybaczyć trzeba ludziom, którzy się niewłasnym, ale wieku zapędem zabłąkali. Z tych rzeczy pierwszą Konarski w swojem dziele jak najściślej zachował, nikogo z żyjących, ledwie kogo z umarłych, a to bardzo skromnie wytchnąwszy, drugie zaś nie sądził za rzecz przyzwoitą zachować, iż żwawszego dowcipu będąc, chciał jednem raczej cięciem hydrę tę pokonać, niż czekać ażby sił wycieńczeniem została umorzona.

W leciech po wydaniu onej księgi następujących, gdy objął powierzone zgromadzenia swego rządy, wiele rzeczy na pożytek swojej prowincyi dokazał, a kiedy natrafił na ludzi skłonnych do wykonania tego co z użytkiem jest, oraz ludzi prędkich do naśladowania tego, co chwałą obdarzyć może, wielka co do nauk i sposobu w tej mierze myślenia w Polszcze nastała odmiana. Gdy bowiem i obcych języków dokładną umiejętność i w duchownych naukach gruntowność zaprowadził, oddawszy próżne wybiegi, oraz marzenia tych, co się Arystotelesa uczniami być mienili, matematyki znajomość nie tak jak dawniej do szczupłej liczby określoną, i jeografii, historyi i innych z niemi powiązanych umiejętności dokładną wiadomość do szkół wprowadził, gdy oraz podług przemożenia swego i zgromadzenia, nad którem był przełożonym i ksiąg obfitość i sprzętów do wykładu fizyki potrzebnych dostatek obmyślił, i do tego sposobność opatrzył, aby wysyłać innych zagranicę, dla wypolerowania dowcipu, nabycia doświadczenia, wydoskonalenia się w naukach. Wnet znalazło się wielu pomiędzy Jezuitami, a czasem w innych zgromadzeniach, którzy w ślady jego wstępując, obumarłym naukom życie przywrócili, i do stopnia znakomitej doskonałości przywiódłszy, do szczęśliwej onej pory doprowadzili, w której król nie przez śmiałość, ale z układu przyrodzenia, z wrodzonej chęci, z stałej skłonności mądry, i umiejętności wszystkie w wspaniałym umyśle ogarniający, pod swoje pociągnął je opiekę i świetność im nadal, jakiej nigdy przedtem nie doznały.

Pod tenże prawie czas Konarski pierwszy założył grunt onego domu tak wsławionego, otworzonego na obmyślenie przystojnego wychowania i w naukach ćwiczenia młodzi, urodzeniem, zacnością znakomitej, dosyć podobny do onego w Rzymie od arcybiskupa Nazaretu Michała Tonti założonego. W tymto instytucie Konarski z dobranymi z całego zgromadzenia nauczycielami, których sam usposobił, kształcąc młodzież z pierwszych domów narodu naszego, stał się prawdziwie wskrzesicielem nauk i dobrego smaku w Polsce. Dowodem tego jest wielu mężów, którzy w tej szkole pierwsze nauk zasady odebrali, a póżniej światłem, naukami i pismami swemi zasłynęli i do wzniesienia oświaty w narodzie znacznie się przyłożyli. Podobneż konwikty dla młodzi szlacheckiej założył Konarski w tym samym czasie w Wilnie i w Lwowie.

Ustawiczna, natężona praca, zmartwienia doznawane z stawianych jego najświętszym zamiarom przeszkód, podkopały wnet zdrowie Konarskiego, dla poratowania którego udał się do wód do Francyi. Powracając do ojczyzny zwiedził w Niemczech najznakomitsze miasta i akademie, bawił w Lipsku przez pół roku, aby wszelkie ustanowienia i urządzenia tameczne do dobra kraju zastosować się mogące, poznał, a potem oneż w własnej ojczyznie zaprowadził. W roku 1748 zjechawszy do Warszawy otrzymał ze skarbu publicznego 1200 dukatów na ukończenie budowy i różnych urządzeń w konwikcie, która to summa na opędzenie potrzebnych wydatków nigdyby nie wystarczyła, gdyby Konarski własnem usiłowaniem i zabiegami reszty nie był zastąpił. — W roku 1749 prymas Komorowski wyprawił go w sprawie nader ważnej do Rzymu, gdzie aż do środka 1750 roku bawiąc, i zlecenia mu danego dopełnił i dla zgromadzenia Pijarów w Polsce ważne tu u Papieża urządzenie wyjednał, iż ci odtąd z pod władzy Jenerała swego w Rzymie wyjęci wizytatora tylko, bezpośrednio stolicy apostolskiej podległego, otrzymali. Za powrotem jego do ojczyzny X. Walenty Kamieński, prowincyał pijarski, zazdrosny chwały Konarskiego, wszczął przeciw niemu spór z powodu rozmaitych okoliczności, a X. Ubaldus Mignoni (którego Konarski z Włoch do pomocy przy dziele rozpoczętej zmiany wychowania publicznego sprowadził), pismem swojem, czerniącem imię Polaków i złączeniem się z przeciwnikami Konarskiego, wiele mu przykrości sprawił; ale na koniec i zawistny prowincyał i Włoch niewdzięczny za otrzymane od Konarskiego dobrodziejstwa hańbą publiczną okryci, sławie Konarskiego tem większej dodali świetności.

Po wielu trudnościach Konarski dokonawszy reformy nauk w Polsce, postanownł uwolnić naród od największego, jakie go tylko dotknąć mogło, nieszczęścia. Od czasów Jana Kazimierza zwyczaj upoważnił Prawo, iż jeden poseł protestacyą swoją obrady narodowe mógł tamować i z tego to nadużycia wolności poszło, iż przez wiek cały sejmy przez złych, albo ciemnych ludzi zrywane, wystawiały kraj na łup największego nierządu i znikczemnienia. Ubolewali nad tem wszyscy światlejsi i prawi obywatele, ale nikt nieśmiał wziąść się do pióra przeciw tej rozhukanej swawoli. Konarski nie mogąc na nią obojętnem patrzeć okiem wydał dzieło: O skutecznym rad sposobie, w którem wskazywał środki do utrzymania sejmów w spokojności, radząc między innemi rozstrzygać kwestye większością głosów. Pismo to oburzyło przeciw niemu wielu nierozsądnych, ale znaleźli się i prawi i rozumni mężowie pomiędzy najpierwszemi w narodzie osobami, którzy zamiar jego pochwaliwszy, powagą swoją znamienitego publicystę wspierali. Co większa nawet, odtąd pomieszkanie Konarskiego stało się niejako ogniskiem mądrości i zdrowej rady. Tamto posłowie sejmowi, obywatele znakomici, urzędnicy pierwsi, w celu zasiągnienia rady jego, zewsząd się zgromadzali. Niedziw tedy, że każdy rozsądny i prawy Polak szanował Konarskiego, a August II, August III, Stanisław Leszczyński, Stanisław Poniatowski, królowie polscy, jakoteż Ludwik XV król francuzki i Papież Benedykt XIV prawdziwie go poważając, osobliwszemi zaszczycali względami. Konarski, bądź przez skromność, bądź też z obawy oderwania się od zatrudnień naukowych, ofiarowanych sobie od nich dostojeństw, biskupstw i senatoryi przyjąć niechciał i pełen zasług i sławy w zakonie w 73 roku życia, 1773 roku dni swoich dokonał, a wdzięczna ojczyzna policzyła go pomiędzy najznamienitszych synów swoich.


Zdjęcie: archiwum WCN (aukcja 32)